Takie coś z drugiej strony lustra
Już
wspominałem, że konfrontacja języków, zwana tłumaczeniem, jest
(moim zdaniem) konfrontacją systemów opisu.
Gdy
mamy do czynienia z jednym językiem sprawa jest prosta. Nadawca
(Autor) o czymś myśli a Odbiorca (Czytelnik) chce myśleć o tym
samym. Oczywiście efekt jest taki, że myśleć o czymś bardzo
podobnym, ale nie tożsamym. Tak jak grafika JPG nie jest dokładnie
obrazem zapisanym w tym formacie, ale czymś bardzo do nieco
podobnym, albo muzyka zapisana w formacie MP3. Ale są one na tyle
wierne, że w obrazie JPG odróżnimy „Ostatnią Wieczerzę”
Michała Anioła od zdjęcia z ostatniej imprezy urodzinowej, a w
pliku MP3 – finał IX symfonii Beethovena od „When the Levees
Breakes” LED ZEPPELIN. To wystarczy.
Schody
zaczynają się, gdy po drodze wchodzi nam zmiana z jednego języka
na drugi i pojawia się tłumacz. Tłumacz jest jednocześnie
Odbiorcą i Nadawcą, Czytelnikiem i Autorem, czego się często nie
dostrzega. Musi najpierw tekst przeczytać i w maksymalnym stopniu go
zrozumieć, a potem z największą pieczołowitością go przełożyć,
czyli opisać od nowa, w innym systemie opisu. Ale to nie matematyka,
tu nie ma prostego przepisu transformacji przez jakobian. Tu trzeba
odpowiedniego doboru nie tylko słów, ale konstrukcji gramatycznych,
czy całych ram narracyjnych. A czasami zdarza się, że trzeba coś
wymyślić.
Opowiadałem
o tłumaczeniu tekstów filozoficznych (nie, nie religijnych, Księga Drogi i Cnoty nie spełnia dla mnie tego kryterium) i ile
z tego wynika rozbieżności. Teraz wrócimy z Azji do Europy i
zobaczymy, że może być trudniej.
Alicja zwiedzając drugą stronę lustra odnajduje książkę, którą trzeba przyłożyć do zwierciadła, by móc ją swobodnie czytać. Ale nie wiadomo do czego głowę przyłożyć, by zawarty w niej poemat swobodnie zrozumieć:
'Twas brillig, and
the slithy toves
Did gyre and gimble
in the wabe;
All mimsy were the
borogoves,
And the mome raths
outgrabe.
L.
Caroll „Jabberwocky”
A
teraz przekładamy. O ile pierwsze słowo odnosić się winno do
stanu ogólnego, w rodzaju pogody, pory dnia, czy czegoś podobnego,
to słowo „brillig” już wprawia w zakłopotanie. To słowo
Caroll wymyślił, a w dodatku nie powiedział nigdzie czego ma
dotyczyć. Czym ma się kierować tłumacz? Brzmieniem? Rytmem?
Podobieństwem do istniejących słów? Najchętniej substancjami
psychoaktywnymi. No, ale jakoś tłumaczyć trzeba. Czyli: wymyślić
własne słowa. Są w tym wierszu, co widać już nawet w pierwszej
zwrotce, pewne ramy gramatyczne i stylistyczne, które mogą
sugerować, w którym kierunku można pójść w tłumaczeniu. Aby
nie przeciągać, przedstawię tylko kilka tłumaczeń powyższej
zwrotki. Widać w nich, jak wiele można napisać nowych rzeczy na
podstawie oryginału. Tłumacz, który przekłada, staje się autorem
zupełnie nowego utworu.
W dzionek błyskliwy
ślniły grzaski,
Co się wśród
grętów wygregrały,
Praary fumnie darły
kraski,
A śliskie szmyki
się drąskały.
B.
Kaniewska „Dżabrokłap”
Było smaszno, a
jaszmije smukwijne
Świdrokrętnie na
zegwniku wężały,
Peliczaple stały
smutcholijne
I zbłąkinie
rykoświstąkały.
M.
Słomczyński Dżabbersmok
To
chyba najbardziej znany przekład. Pewien kanon znany mojemu
pokoleniu. A poniżej tłumaczenie jednego z najlepszych brydżystów
polskich i jednocześnie znanego polityka. Niestety. Niestety, gdyż wolałbym, by
jego intelekt pozostał w służbie brydża, cybernetyki i
literatury:
Błyszniało –
szlisgich hopuch świr
Tęczując w kałdach
świtrzem wre,
Mizgłupny był
borolągw hyr,
Chrząszczury wlizły
młe.
J.
Korwin-Mikke „Żabrołak”
Teraz
pora na panią, której tłumaczenie „Kruka” E. A. Poe uznaję za
najlepsze z trzech mi znanych, a
tłumaczenie Carolla także brzmi nienajgorzej:
Bzdrężyło. Szłapy
maślizgajne
Bujowierciły w
gargazonach
Tubylerczykom spełły
fajle,
Humpel wyświchnął
ponad.
J.
Kozak „Dziaberlak”
Proszę
zwrócić uwagę na frazę „Tubylerczykom spełły fajle”, o
której wspominałem („Obce słowa”). A teraz przed Państwem
człowiek, który przetłumaczył „Mechaniczną pomarańczę” A.
Burgessa… dwa razy. Ponieważ oryginał napisany był w sztucznym
slangu angielsko-rsyjskim, więc pan Robert Stiller wykonał dwa
tłumaczenia: polsko-angielską wersję „A” i polsko-rosyjską
wersję „R”. Z uwagi na czas wydawania, bardziej popularna
okazała się wersja „R”, gdyż każdy był rosyjskiego uczony w
szkole. Ludzie lepiej ją „trawili”. Ale do ad remu.
Był czas
mrusztławy, ślibkie skrątwy
Na wałzach wiercząc
świrypły,
A mizgłe do cna
boroglątwy
I zdomne świszczury
zgrzypły.
R.
Stiller „Żabrołaki”
Na
koniec zostawiłem moje ulubione tłumaczenie, którego pierwszą
zwrotkę znam na pamięć, by bawić towarzystwo na imprezach:
Brzdęśniało już;
ślimonne prztowie
Wyrło i warło się
w gulbieży;
Zmimszałe ćwiły
borogowie
I rcie grdypały z
mrzerzy.
S.
Barańczak „Dziaberliada”
Jak
widać z pobieżnego oglądu, nawet tytuł podatny jest na dowolność
tłumaczenia. „Dziaberlak” „Dziaberliada”, „Dżabbersmok”,
ale też „Żabrołak” i „Dżabrokłap”. A jeden z
oryginalniejszych to „Żubrowołk” J. W. Gomulickiego. To jego
sprowadzenie tytułowego potwora z krainy abstrakcji do krzyżówki
żubra z wilkiem jest niezwykle ożywcze imaginacyjnie.
Jeśli
ktoś ciekaw jest pełnych tekstów tych tłumaczeń, zapraszam na
stronę http://galaxy.uci.agh.edu.pl/~szymon/jabberwocky.shtml, z
której sam korzystałem pisząc niniejszy tekst.
Na
koniec tzw. „żenujący żart prowadzącego”, czyli jak sobie
Google Translator poradził z tą zwrotką:
Twas brillig, a
toves slithy
Czy Gyre i Gimble w
Wabe;
Wszystkie Mimsy były
borogoves,
A Raths Môme
outgrabe.
Google
Translator
O ile googlowski system AlphaGo
pokonał w go mistrza Lee Sidola, to przez jakiś czas nadal będzie miał kłopot z tłumaczeniem
tego wiersza.
Komentarze
Prześlij komentarz