Posty

Wyświetlam posty z etykietą Watts

Płacz, jako i ja płaczę

Obraz
Miałem napisać recenzję filmu „Gra Endera”. I to głęboko niepochlebną. Jako długoletni admirator tej powieści, zdając sobie sprawę jak dalece mnie ona ukształtowała, przeżyłem głębokie rozczarowanie jej ekranizacją. Było tak głębokie, że wyprodukowałem dwie strony maszynopisu gęstego od żółci nim zorientowałem się, że piszę dla kogoś, kto zna książkę ze szczegółami na wyrywki. De facto – dla siebie. Dopisałem wtedy szybko jeden akapit mający unaocznić skalę ekranizacyjnej katastrofy poprzez porównanie do motywu, który wszyscy znają i zabrzmiał on tak: Wyobraźcie sobie „Władcę Pierścieni”, w którym Frodo wychodzi rano z domu w towarzystwie Sama, po drodze dołącza do niego Legolas, a po krótkim pikniku w deszczowych, niegościnnych górach, wspinają się na wulkan i wrzucają tam jakiś pierścionek. Na koniec Frodo odpływa małym jachcikiem z jakiejś przystani w kierunku horyzontu. Taka jest kinowa „Gra Endera”. Ostatecznie stwierdziłem, że tekst jest zbyt marnego poziomu, aby zajmowa...

Apokalipsa według St. Lema

Obraz
Jest w architektonicznym łuku jeden kamień, który jest specjalny. Będąc umiejscowiony w samym szczycie, wydaje się być on wyróżniony swą wyjątkową pozycją – najwyższą. Gdy spogląda się na piękny, strzelisty profil gotyckiego łuku, tenże kamień, czyli zwornik lub inaczej klucz, w naturalny sposób przyciąga uwagę. Jest zwieńczeniem, szczytem, ponad nim nie ma już nic godnego uwagi...     To skojarzenie pojawia się, gdy wspominam „Fiasko” S. Lema. Oto wszystko co do pewnego momentu napisał galicyjski geniusz znajduje swe ukoronowanie w tej jednej powieści.     Pierwsze jest niepowodzenie.     Począwszy od tytułu, a gdy mamy w rękach egzemplarz z edycji Wydawnictwa Literackiego z roku 1987, to jeszcze od jednolicie czarnej okładki z białoliterowym tytułem napisanym, budowany jest ponury nastrój. Na początku: Las Birnam, makbetowskie miejsce klęski, i Parvis, który idzie ratować ludzi, którzy w owym lesie zostali. W tym swego mentora, komando...

Good Ole Vampyres – wieczór pierwszy: suma wszystkich strachów

Obraz
Od wampira zwłok nędznych wilk umyka co prędzej i spłoszony na grań leci kruk A. Dumas „Biesiada widm” Gdybym miał wskazać na potwora, który niczym zwierciadło oddaje nasze lęki i jednocześnie jego postać w kulturze masowej stała się ofiarą naszego pragnienia zwyciężenia tych lęków, to musiałbym zdecydowanie wskazać na wampira.     Nie ma w świecie zachodu drugiego potwora tak skupiającego elementy natury, których się boimy, jak wampir. I żaden potwór w świecie zachodu nie doznał takiego upokorzenia, jak wampir, choćby w postaci Edwarda Cullena.     Ale zacznijmy od początku. Stawiam tezę: wampir jest pojedynczym memem, który ogniskuje lęki człowieka. I nie myślcie sobie, że przed Stokerem nie było wampirów. Po pierwsze nie przed Stokerem, a przed Polidorim, okradzionym przez Byrona, gdyż to Polidori pisał „Wampira”, tej pięknej nocy roku 1816 , gdy Mary Shelley pisała zręby swego „Frankensteina”.A po drugie – wampir był zawsze, tylko...

Kontakt, ale jaki?

„ Sprawiedliwość i prawda”, rzekłem do rodaka On był pierwszym, co spytał: „dobrze, ale jaka?” K. Daukszewicz „Easy rider” Żeby doszło do kontaktu, potrzebny jest język. Nie ten śmieszny kawałek mięsa w ustach, ale pewien zespół wzorców i kodów opisujący rzeczywistość i nie tylko. Żeby doszło do porozumienia, czyli kontaktu najwyższego lotu, potrzebny jest język zrozumiały dla obu stron. Jak dowodzi historia cywilizacji Zachodu, sprawa jest nietrywialna, choć traktowana była na przestrzeni wieków częstokroć lekceważąco, bądź z właściwym nie tylko Zachodowi przekonaniem, że to nasz język winien być płaszczyzną porozumienia. Przypomina mi się fragment „Troi północy” Kossak-Szczuckiej, gdy Otto z Bambergu słucha o krnąbrnych Słowianach, którzy głusi są na ewangelizację. Pyta zatem, w jakim języku głosi się im Dobrą Nowinę. W odpowiedzi słyszy, że jedynych dwóch przez Boga uznanych za godne: po łacinie i niemiecku... Mam nadzieję, że każdy, kto się teraz uśmiechnął boki zrywa ...

Mit kontaktu

Obawiam się, że kilka następnych wpisów traktować będzie o hard-SF, najbardziej naukowej odmianie literatury fantastycznej. Aczkolwiek pastwić się nie będę nad napędami FTL (ang. faster than light – nadświetlne), czy prawdopodobieństwem występowania antymaterii oraz fluktuacją gęstości tego prawdopodobieństwa. Będę pisał o KONTAKCIE.     „Fatalnie. Ufoludki.” - przyznaj szczerze, że taka właśnie myśl przeszła Ci teraz przez świadomość. No właśnie świadomość. Zaraz do niej wrócimy.     Jako źródło moich dywagacji muszę wskazać prześwietną książkę doktora Petera Wattsa pt. „Ślepowidzenie” . Zasadniczo jest to powieść hard-SF, jako się rzekło, lecz równocześnie jest to esej, lub przyczynek do eseju na temat świadomości, ewolucji i możliwości kontaktu między gatunkami. Idea, według której świadomość nie równa się inteligencji, a nawet jej przeszkadza, a homo sapiens przez nieomal przypadek zdominowali ekosferę Ziemi jest... inspirująca. Zmusza do rozważ...