Tukidydes spychający nas na krawędź konfliktu nuklearnego nie wyczerpuje problemów tłumaczeń z języków martwych. Klasycznym tego przykładem jest niekończący się proces tłumaczenia Starego Testamentu. Czasami wydaje mi się, że muzułmanie mają rację, gdy twierdzą, że należy raczej uczyć się arabskiego, niż tłumaczyć Al-Quran. Na przykład w Księdze Rodzaju już w drugim wersie trafiamy na minę w postaci frazy tohu wa bohu . O ile wyraz wa oznacza spójnik „i”, to pozostałe wyrazy tak ślicznie się rymujące nie występują nigdzie poza tym wersem. Wariant nadający znaczenie „chaos i nieład” jest pewnego rodzaju wariantem optymalnym, w sensie „nic lepszego na razie nie odkryliśmy, więc przyjmijmy, że to właśnie oznaczają”. Gorzej, gdy przejdziemy do Księgi Wyjścia i tam w rozdziale trzecimi czternastym wersie lokator gorejącego krzewu przedstawia się jako 'ehjeh 'aszer 'ehjeh , znane w naszym tłumaczeniu jako Jestem Który Jestem . Wspaniałe. Doskonale rozumiem św. Tomasza