Posty

Wyświetlam posty z etykietą Gombrowicz

Gonzalo Aschenbach

Czasami prześladuje mnie myśl, że zadzwoni telefon, odbiorę połączenie z nieznanego mi numeru i usłyszę: „Dzień dobry. Telefonuję w imieniu Miejskiej Biblioteki Publicznej. Pan wie w jakiej sprawie dzwonię? Ma pan nasze książki. A my wiemy, gdzie pan mieszka...”. Wiedzą. Sam im ten adres podałem zapisując się do niej lata temu.    A jakiej to książki oddać nie potrafię? „Śmierci w Wenecji” Manna. I nie dlatego, że ją ukochałem. Bynajmniej. Nie idzie mi ona, a ja się zawziąłem, że ją przeczytam. I jestem na tego zawzięcia ukończeniu.    Nie leży mi ta książka. Mann nie zachwyca, choć podobno wielkim prozaikiem był.    Książeczka jest króciutka. Oto Gustaw Aschenbach, literat w kryzysie twórczym, udaje się w podróż, w czasie której postanawia odwiedzić Wenecję. Gdy już do niej dociera, stwierdza, że jednak nie służy mu tamtejszy klimat i chce wyjechać do uzdrowiska niedaleko Triestu. W międzyczasie zdążył się zachwycić sylwetką i rysami młodego Tadzia ...

Ostatnie tango Chochołów

„ Naplułem na Polskę. I co wy na to, moi mili?”. Tak brzmi najkrótsze podsumowanie „Trans-Atlantyku” W. Gombrowicza. I co my na to?    Gdy w 1953 roku paryska „Kultura” wydrukowała tę powieść, zanotowała największy jednorazowy spadek prenumeratorów w swej historii. Żaden tekst krytyczny, czy publicystyczny, polityczny, nie był tak bulwersujący, jak ta ledwie ponad stu stronicowa powieść.     Czym to tak Ojczyznę swą Witold Gombrowicz znieważył?    Historia zaczyna się dnia 21 sierpnia 1939 roku, gdy do nadbrzeża portu w Buenos Aires cumuje transatlantyk m/s „Chrobry”. Jest to jego dziewicza podróż. Ledwie 29 lipca tamtego roku o godzinie 16:00 wypłynął z portu w Gdyni, na swym pokładzie niosąc Polaków ku brzegom Ameryki Południowej. Historycznie rzec ujmując, według dziennika pokładowego m/s „Chrobry” zawinął do Buenos Aires już dzień wcześniej, o godzinie 11:00. Choć nie jestem pewien, czy nie określono raczej godziny zatrzymania na redzie por...