Jesień w Edenie
Olga Tokarczuk w swych „Księgach jakubowych” zawarła informację, jakoby Józef Flawiusz, historyk żydowski, lokował stworzenie świata w czasie jesiennej równonocy. Argumentować miał to faktem, że feralne jabłko, na które połakomić mieli się pierwsi rodzice, wisiało już dojrzałe na drzewie. Argumentacji tej zupełnie nie popiera bohater książki, ksiądz Benedykt Chmielowski, pierwszy nasz encyklopedysta, rozumując, że tak proste owoce, to sobie Stworzyciel mógł gotowe sprokurować o dowolnej porze roku. To, że umysły obu światłych mężów zachowują się z gracją przyrodzoną złoczyńcom, którzy przyszli do Kevina samego w domu, nie zmienia tego, że zabawnym jest pominięcie różnicy pomiędzy czasem fabuły a czasem lektury lub uznanie któregokolwiek za liniowy. Nieodżałowany profesor Umberto Eco miał całkiem pouczający wykład na ten temat w swoich „Sześciu przechadzkach po lesie fikcji” i właściwie mógłbym na tym odesłaniu poprzestać. Ale nie mam złudzeń, że tylko mały procent moich