„Victor” to brzmi ironicznie (cz. 1)
Głupcem byłbym, gdybym powtarzał za innymi, że Mary Shelley wymyśliła science-fiction (SF). Natomiast należy potwierdzić, że jej „Frankenstein, albo nowy Prometeusz” jest pierwszą znaną szeroko powieścią tego nurtu. Dlaczego SF, a nie horror? Wszak „Frankenstein” spełnia podstawowy warunek kwalifikujący go jako horror, to jest obecność potwora. Tak, jest to potwór nawet w podwójnym sensie, czyli nie-człowiek powołany sztucznie do życia, a w dodatku wielokrotny morderca. Ale biorąc to pod uwagę również do horrorów musielibyśmy zaliczyć wtedy „Park Jurajski”, czy biografie Pol Pota i Hitlera. Chcę dziś poprzynudzać o postaci tytułowej: Victorze Frankensteinie. Postaci, która zdeterminowała klasyfikację gatunkową powieści. Pomyśl: gdyby tylko Frankenstein był alchemikiem, lub wręcz czarnym magiem, przywołującym zwłoki do życia przez zaklęcia, inkantacje, demoniczną pomoc, byłaby to zaledwie jedna z wielu powieści, które wtedy tworzono na wzór ...