Zmagania z życiem: gazomierz

Żadna fikcja i stosowana ideologia czystej formy nie dościgną życia. Zamiast nurzać się w tekstach, obrazach, symbolach i dociekaniach filozoficznych, chciałem w tym tygodniu podzielić się nieco zbeletryzowaną wersją prawdziwego opisu wypadku z panem z gazowni. Indżoj! GAZOMIERZ Wracając z pracy znalazłem w skrzynce pocztowej ogłoszenie o wymianie gazomierzy. Bezpłatnej, jak to podkreślono. Już miałem sarkastycznie podziękować w myślach wielkodusznej spółce gazowniczej za dar przyrządu pomiarowego, który służy przecież jej, a nie mnie, ale przypomniało mi się kim jest czytelnik modelowy tego zawiadomienia i ogarnął mnie przelotny smutek. To co w zawiadomieniu było najważniejsze, to data i godzina planowanego przedsięwzięcia – przyszły czwartek między dziewiątą a jedenastą – akurat wtedy, gdy miałem poranną zmianę. Szybka wiadomość do żony: Aurelian: [ Hej, jesteś w przyszły czwartek rano w domu? ] Berenika: [ Nie ] Szybko poszło. No dobra, przechodzimy do następnego...