Posty

Wyświetlam posty z etykietą nauczanie

Pamięci budowniczych Artemizjonu

Obraz
  Źle uczymy historii.     W roku 212 p.n.e. Rzymianie ostatecznie przełamują obronę Syrakuz. Nieznany z imienia legionista zabija Archimedesa, który do ostatnich chwili zajęty jest problemami matematycznymi, toteż woła przed śmiercią: „Nie zamazuj moich kół!”.     To bardzo dziwna rzecz, można powiedzieć, że wręcz odwrotna do tego co dzieje się z historią w skali makro: znamy nazwisko i dokonania ofiary, a nie jego zabójcy.     Zazwyczaj jest odwrotnie. Napoleon, Hitler, Stalin, Aleksander „Wielki”, Saldyn, Czyngis-chan. Tych postaci nie trzeba przedstawiać. Wyryły się w naszej pamięci strugami krwi i wypaliły pożogami wzniecanymi przez wojsko. A kim byli Pierre Lescot, Claude Perrault i Pierre Fontaine? Coś Ci chodzi po głowie, że pisali bajki? Blisko. To tylko kilku z wielu architektów, którzy projektowali i czuwali nad budową pałacu w Luwrze. A kogo się wspomina w kontekście tego pałacu? Despotycznego króla, w dodatku loku...

Babel 2.0

Obraz
Kiedyś w „Małym antyporadniku życia” pióra Charlesa Dane’a przeczytałem antyporadę, która stanowiła zachętę do oszukiwania dzieci, bo z nimi to zawsze wychodzi. Ostatnimi czasy ku mojemu przerażeniu odkryłem, że powszechnie stosowana jest inna zasada: oszukuj dorosłych dodając na początku wypowiedzi sugestię, że wszystkie dotychczasowe informacje są kłamstwem, a teraz dowiedzą się prawdy – to zawsze zadziała. Innymi słowy: jeśli zaczniesz swoją wypowiedź od słów: „jesteście oszukiwani; prawda jest taka, że ...”, to możesz iść pod prąd całej medycyny zalecając terapię polegającą na wlewaniu w żyły perhydrolu (czyli roztworu nadtlenku wodoru dziesięciokrotnie bardziej stężonego niż woda utleniona) i możesz zawojować świat. Możesz mówić, że Ziemia jest płaska. Że sieci 5G powodują choroby wirusowe a za wszystkim stoi facet, który przed pandemią ostrzegał kilka lat temu.     Co jest powodem takiego stanu rzeczy? Dlaczego ludzie zaczęli tracić rozsądek? Śmiem twier...

Płacz, jako i ja płaczę

Obraz
Miałem napisać recenzję filmu „Gra Endera”. I to głęboko niepochlebną. Jako długoletni admirator tej powieści, zdając sobie sprawę jak dalece mnie ona ukształtowała, przeżyłem głębokie rozczarowanie jej ekranizacją. Było tak głębokie, że wyprodukowałem dwie strony maszynopisu gęstego od żółci nim zorientowałem się, że piszę dla kogoś, kto zna książkę ze szczegółami na wyrywki. De facto – dla siebie. Dopisałem wtedy szybko jeden akapit mający unaocznić skalę ekranizacyjnej katastrofy poprzez porównanie do motywu, który wszyscy znają i zabrzmiał on tak: Wyobraźcie sobie „Władcę Pierścieni”, w którym Frodo wychodzi rano z domu w towarzystwie Sama, po drodze dołącza do niego Legolas, a po krótkim pikniku w deszczowych, niegościnnych górach, wspinają się na wulkan i wrzucają tam jakiś pierścionek. Na koniec Frodo odpływa małym jachcikiem z jakiejś przystani w kierunku horyzontu. Taka jest kinowa „Gra Endera”. Ostatecznie stwierdziłem, że tekst jest zbyt marnego poziomu, aby zajmowa...

Potrzeba złej literatury

Obraz
Odkryłem w tym sklepie [u bukinisty – przyp. mój] Francję, jakiej żaden uniwersytet nie mógł nauczyć swoich studentów: nie była to Francja znanych pisarzy i klasyków, lecz nieskończona galimafr é e pomniejszych poetów, drugorzędnych sztuk, zapomnianych pamiętników, zapomnianych debat teologicznych i politycznych, rewolucyjnych pamfletów, sprawozdań sądowych, dziwolągów, zbiorów anegdot. Przez lata uzbierała się całkiem pokaźna kolekcja takiego drobiazgu i to takiego rodzaju, że każdy szanujący się bibliofil z przerażeniem by się od niej odsunął. J. Fowles „Francja współczesnego pisarza” (1988) Nie da się oderwać pojęcia „arcydzieło”, czy choćby „utwór wybitny”, od tła, jakim jest cała feeria utworów niewybitnych i rzeczy, od których arcydzieło różni się niczym dzień od nocy.     I w tym miejscu płynnie przejdę do zwyczajnego, nader popularnego sportu jakim jest kopanie leżących. Jak zwykle rzecz będzie o szkole i nauczaniu.     Uczymy – nie tylk...

Autocenzura a la Ojczulek Ubu

Wdałem się ostatnio na esensja.pl w spór z recenzentem zbioru tekstów krytycznych S. Rushdiego pod polskim tytułem „Ojczyzny wyobrażone” (oryg. „Imaginary Homelands”). Aby nie powielać tu całego sporu napiszę tylko, że autor recenzji zasugerował, że zbiór byłby lepszy, gdyby usunąć zeń niektóre teksty. Swoje zdanie uzasadnił tym, że są one doskonałym suplementem do historii Indii, ale tej sprzed 20-30-40 lat . No i nikt w Polsce ich nie zrozumie.     Ręce mi opadły. Może gdyby to polski wydawca wybrał te teksty, to bym zrozumiał. Ale one zostały zestawione przez ich autora dwie dekady temu i tak wydawane są w całym zachodnim świecie. Może w teokracjach Azji są one kastrowane, ale w Europie? Pan Daniel jest pierwszy.     Wychodząc z tego założenia, nie ma co drukować „Iliady”, bo kogo tam zajmowałby wojna sprzed kilku tysięcy lat. Zwłaszcza, że nawet jeśli miała miejsce, to jej opisy są co najmniej przesadzone. A jak już jesteśmy przy tym temacie, to...

Szukając igły w stajni Augiasza

Jestem wielbicielem książek w ich tradycyjnej, papierowej formie. Wiedzą o tym niemal wszyscy moi znajomi i cała rodzina. Ale bycie bibliofilem nie oznacza dla mnie bycia wrogiem elektronicznej formy literatury. Nie, nie uważam, że internet zabije książki . Media elektroniczne (w tym internet jako rdzeniowa sieć komunikacji, na pewno zmienią postać czytelnictwa i widać to już dziś, gdy wypowiedzi w dialogach przycinane są do stu sześćdziesięciu znaków standardowego esemesa , a w natłoku informacji ludzi męczą nawet artykuły tabloidowe dłuższe od jednej szpalty (nie kolumny! kolumna w gazecie to cała strona ).     Wracając do książek. Książkę papierową uważam za niedoścignioną wciąż formę przekazu literatury. Nie wymaga zasilania, jak czytnik e-booków, czy odtwarzacz audiobooków. Można założyć w niej tyle zakładek, co kart (czego żaden czytnik chyba jeszcze nie potrafi). A wrażenie, gdy w zimową no włączę małe światło i legnę na łóżku, by z muzyką w słuchawkach i kawą...

Na Dzień Nauczyciela - postękiwania starego zarozumialca

    Ponieważ blog powstaje zazwyczaj w jakiejś relacji do czasu jego tworzenia, więc pomyślałem, że napiszę jakiś tekst okolicznościowy o przyznanej na dniach literackiej nagrodzie Nobla. Albo o szkole z okazji Dnia Edukacji Narodowej. Ponieważ jednak nie znam dorobku tegorocznego noblisty, a etap szkolnej edukacji mam już dawno za sobą, więc w umyśle zrodził mi się szatański w swej prostocie pomysł połączenia obu tematów w zawiesistym sosie staropolskiego narzekania na wszystko. Do dzieła!     Zacząłem od przejrzenia listy osób nagrodzonych literackim noblem, a następnie odnalazłem za pomocą niezawodnej wyszukiwarki na „G” maksymalnie rozszerzoną listę lektur polecanych na maturę A.D. 2013. Wyszło jak zwykle – niezazbytnio.    Do „najświeższych” obecnych w spisach lektur noblistów należą Polacy: Czesław Miłosz (nagrodzony w 1980 roku) i Wisława Szymborska (1996). Z „zagranicznych” to Hemingway (1954) i Camus (1957). Ani słowa o Grassie, Bro...