Inżyniera Mamonia gry o tron
Z jednej strony wszyscy się uśmiechamy, gdy słyszymy inżyniera Mamonia, który ustami Z. Maklakiewicza oświadcza, że podobają mu się wyłącznie melodie, której już zna. Z drugiej strony śmiejemy się z hipsterów, którym wszystko podoba się póki nie stanie się modne. I tak zawieszeni między tymi dwoma stanowiskami, niczym na łańcuchu łączącym Podwójnego Wodza z „Lilli Wenedy”, czujemy się suwerenami naszych gustów. Ja będę jednak brutalny: jesteśmy inżynierami Mamoniami w stopniu, jakiego nawet nie przypuszczamy. Od razu powiem, że łykam „Pieśni Lodu i Ognia” G. R. R. Martina jak mysz laboratoryjna kokainę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak chłonąłem jakąś książkę. Przedostatnio był to komiks „Sandman” według Gaimana. I zacząłem się zastanawiać – dlaczego to się podoba? Nie tylko mnie, bo ja mogę być nieco skrzywiony, ale tej rzeszy fanów, którą Brodaty George już pozyskał. Odpowiedź nasunęła mi się na grzywkę, gdy czytałem rozdział o...