Posty

Wyświetlam posty z etykietą Martin

Inżyniera Mamonia gry o tron

    Z jednej strony wszyscy się uśmiechamy, gdy słyszymy inżyniera Mamonia, który ustami Z. Maklakiewicza oświadcza, że podobają mu się wyłącznie melodie, której już zna. Z drugiej strony śmiejemy się z hipsterów, którym wszystko podoba się póki nie stanie się modne. I tak zawieszeni między tymi dwoma stanowiskami, niczym na łańcuchu łączącym Podwójnego Wodza z „Lilli Wenedy”, czujemy się suwerenami naszych gustów. Ja będę jednak brutalny: jesteśmy inżynierami Mamoniami w stopniu, jakiego nawet nie przypuszczamy.     Od razu powiem, że łykam „Pieśni Lodu i Ognia” G. R. R. Martina jak mysz laboratoryjna kokainę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak chłonąłem jakąś książkę. Przedostatnio był to komiks „Sandman” według Gaimana. I zacząłem się zastanawiać – dlaczego to się podoba? Nie tylko mnie, bo ja mogę być nieco skrzywiony, ale tej rzeszy fanów, którą Brodaty George już pozyskał.     Odpowiedź nasunęła mi się na grzywkę, gdy czytałem rozdział o...

Wieżowiec pełen mroku

Mrok to podwójny: zarówno związany z awariami i sabotażem instalacji elektrycznej (z resztą – każdej), jak i mrok ducha, mrok, w którym rozum śpi i budzą się demony.     Czym właściwie jest powieść Ballarda z 1975 roku pt. „Wieżowiec” (oryginalny tytuł to „High Rise”)? Opowieścią o stratyfikacji społecznej? O mechanizmach przemocy i dominacji? O historii obłędu i jego źródłach w naszych umysłach – to byłoby łatwe szufladkowanie. Wtedy można byłoby powiedzieć: ot, cały Ballard. Ale to nie tak. Możemy stworzyć w swoich umysłach szufladkę, w której znajdą się wszystkie utwory Ballarda, która pozwoli nam stwierdzić, że facet pisał ciągle o tym samym, ale nic nie zmieni tego, że sama szufladka jest odmienna i niepokojąca. Że Golding napisał „Władcę Much” jednego i już otacza go nimb analizatora społecznego, a Ballard napisał naście powieści i wszyscy pamiętać mu będą tylko „Imperium słońca” i film Cronenberga pt. „Kraksa”.     W wieżowcu mamy do czynienia z...

Konkluzja wujka Staszka #1: dream team

Zobaczyłem na kwejk.pl obrazek z wywiadu, jakiego udzielił George R.R. Martin. Ponoć zapytany o zajęcie, jakiemu chciałby się oddać poza paraniem się pisarstwem, odparł, że chciałby - rzecz jasna - prowadzić dom weselny.    Oczyma duszy swojej zobaczyłem siedzącego obok niego ducha Shakespeare'a (który zawitał z okazji wczorajszej swojej podwójnej rocznicy urodzin i śmierci). Stratfordczyk gorliwie mu przytakiwał i zapewniał, że to się doskonale się składa, gdyż on zamierza założyć agencję matrymonialną, więc będzie mu zapewniał klientów, jednocześnie poszerzając swoją ofertę o organizowanie wesel.    To piękny przykład synergii w sektorze gospodarczym.    Obecnie trwają poszukiwania jakiegoś szczególnie wydajnego zakładu pogrzebowego, ażeby móc składać oferty typu all-inclusive .

Jak umierają władcy

Do napisania niniejszego posta skłonił mnie komentarz na YouTube dotyczący serialu „Gra o tron”.     Ogólnie rzecz ujmując: nie czytałem książki i nie oglądałem filmu. Ale dość dobrze wiem co chodzi. Wiem, cz ym są „Krwawe Gody”, jak do nich doszło i jaki był ich przebieg. Na potrzeby niniejszego tekstu wystarczy tylko powiedzieć, że młody król został przez swoich wasali zdradzony i wraz z rodziną rozstrzelany z kusz i przebity mieczem.     „Krwawe Gody” okazały się hitem. Okrutna scena mordowania niemal całej rodziny była tak szokująca, że na YouTube pojawiła się cała seria filmów ukazująca jedynie reakcje widzów na to co się dzieje na ekranie. W zdecydowanej większości widzimy postać widza kurczowo duszącego jakiś kocyk, czy poduszkę, i drącego się bez opamiętania  Oh my god! , nie precyzując, o którego boga mu chodzi. Pod jednym z takich filmów przeczytałem komentarz w języku angielskim, który w swobodnym i ocenzurowanym tłumaczeniu na polski ...