Adynatochromatyka w radiu Erewań
Znasz zapewne historyjki o błyskotliwych replikach radia Erewań, z
których najsłynniejsza brzmi:
Pytanie:
Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają Mercedesy?
Odpowiedź:
Prawda, ale z małymi poprawkami: nie w Moskwie tylko w Leningradzie,
nie Mercedesy tylko rowery i nie rozdają tylko kradną.
Ostatnio przypomniała mi się to, gdy w periodyku „Nowa
Fantastyka” z kwietnia 2015 przeczytałem, że opowiadanie
„Draństwo” („The Damned Thing”) A. Bierce'a było inspiracją
dla „Koloru z przestworzy” H. P. Lovecrafta. Otwarcie powiem: nie
wiem, co na ten temat zeznał sam HPL, ale wydaje mi się, że o ile
na pewno czytał to opowiadanie, to przypuszczalnie skorzystał z
jego inspiracji zupełnie gdzie indziej.
„Draństwo” jest opowieścią, której właściwym momentem akcji jest
pełnienie swych obowiązków przez koronera. Koroner ma ustalić, a
ławnicy potwierdzić lub odrzucić, okoliczności śmierci H.
Morgana, którego szczątki – nader właściwe słowo –
spoczywają na stole przed zebranymi. Tymczasem świadek śmierci
opowiada co widział. A widział zgoła niewiele:
Już
miałem się odezwać, kiedy spostrzegłem, że dziki owies porusza
się w niesamowity wręcz sposób. Wprost nie umiem tego opisać.
Przez pola szła szeroka smuga, która przypominałaby wiatr, gdyby
owies tylko się przyginał, ale on się kładł wgnieciony w ziemię.
Smuga sunęła prosto na nas.
(…)
Wyprężył prawe ramię, ale dłoń gdzieś znikła, w każdym razie
nie mogłem jej dostrzec, tak jak i lewego ramienia. Chwilami – jak
podszeptuje mi pamięć – widziałem go tylko fragmentarycznie,
kawałkami, (…)
A. Bierce „Draństwo”
Coś, co zabiło Morgana, grasowało już od jakiegoś czasu po jego
polach. Znał to i bał się tego. Na koniec opowiadania znajduje się
fragment dziennika Morgana, który dochodzi do takiej konkluzji
dotyczącej braku widzialnej postaci swego prześladowcy:
„(...)
Fizyk rozszczepiając światło słońca może stwierdzić obecność
promieni zwanych nadfiołkowymi. Reprezentują one kolory –
samodzielne kolory w kompozycji światła – których nie potrafimy
dostrzec. Oko ludzkie jest niedoskonałe, obejmuje ledwie kilka oktaw
rzeczywistej skali chromatycznej . Nie dostałem pomieszania zmysłów;
istnieją kolory, których nie widzimy.
I
– niech mnie Pan Bóg strzeże – to draństwo jest takiego
właśnie koloru!”
A. Bierce „Draństwo”
Jasno napisane jest, czarno na białym – jeśli o kolorach mowa –
że potwór, który zabił Morgana był niewidzialny dla ludzkiego
oka. Tymczasem, jak już w poprzednim poście pisałem, tajemnicze
„coś” u Lovecrafta było jak najbardziej widzialne, choć kolor
był słabo opisywalny.
Jest za to inne opowiadanie Lovecrafta, które może nam przypominać
biercowskie „draństwo”:
Mówiący
te słowa umilkł, ale już zaczął następny:
-
Jeszcze nie ma godziny, jak Zeb Whateley usłyszał telefon. To
dzwoniła pani Corey, żona George'a, mieszka przy rozstaju dróg.
Powiedziała, że jej chłopak najemny, Luther, właśnie spędzał z
pastwiska krowy, po tym, jak uderzył piorun, i on to właśnie
zobaczył, że wszystkie drzewa na brzegu wąwozu się pochylają i
że śmierdzi tak samo jak w poniedziałek rano, kiedy znalazł
ślady. Mówił też, że słyszał jakiś świst i chlupot, ale to
nie były odgłosy tratowanych drzew i krzaków, a potem wszystkie
drzewa przy drodze zostały odepchnięte i usłyszał ciężkie
stąpanie i chlupot błota. Ale Luther niczego nie widział, tylko te
stratowane drzewa i krzaki.
Potem, trochę dalej, tam gdzie Bishop's Brook płynie pod drogą,
usłyszał straszne trzeszczenie i skrzypienie mostu, tak jakby
rozszczepiało się drzewo. Ale przez cały czas nie widział tej
rzeczy, tylko tratowane drzewa. (...)
Teraz włączył się człowiek, który mówił na początku:
-
Ale to jeszcze nic strasznego, to dopiero początek. Zeb, który jest
tutaj z nami, zwołał do siebie wszystkich i wszyscy słyszeli, jak
zadzwonił Seth Bishop. Jego gospodyni, Sally, szalała z
przerażenia, bo widziała, jak przewracają się drzewa przy drodze,
i mówiła, że słyszy, jakby po błocie szedł słoń prosto na
dom. (…) A potem Sally zaczęła okropnie krzyczeć i wołać, że
szopa koło drogi rozpadła się, jakby zdmuchnęła ją burza, tylko
że nie było silnego wiatru. Wszystkim prawie dech zaparło. Ale już
po chwili Sally krzyknęła, że zawalił się płot, choć nie widać
od czego. Po chwili wszyscy usłyszeli krzyk Chaunceya i Setha
Bishopa, a Sally zawołała, że coś ciężkiego uderzyło w dom,
wcale nie piorun, i że to choć pcha dom, ale nic przez okna nie
widać.
H. P. Lovecraft „Koszmar w Dunwich”
No cóż. Jak widać nie w Moskwie, ale w Leningradzie. Nie na farmie
Nahuma Gardnera, w małej wiosce na zachód od Arkham, ale w Dunwich,
pod Sentinel Hill. Moim zdaniem.
Reasumując: nowych kolorów u Biercea nie ma. Jest raczej rodzaj
„niewidzialności”, taki, jak potem Lovecraft przypisze pomiotowi
Yog-Sothotha. Jeśli chcemy wywołać w sobie „wrażenie nowego
koloru”, sięgamy po „Kolor z przestworzy” Lovecrafta.
Ten
kolor w rogu, co urąga widmu,
To
jest ta sama śmierć, tylko z profilu.
R. Wojaczek „Wstęp do nauki o barwach, czyli malarz, malujący
nocą”
Komentarze
Prześlij komentarz