Witajcie w Wielkim Guslarze
Myliłby się ten, kto uważałby, że zachwyciłem się Night Vale
jako zjawiskiem nowym, niezwykłym. Zdaję sobie sprawę, że to nie
pierwsze miasteczko osobliwości. A jedno z ważniejszych dla
fantastyki takich miast znajdowało się w Związku Radzieckim, nad
rzeką Guś. A w tym szczególnym mieście szczególny był zwłaszcza
dom przy ulicy Puszkina 16.
Witajcie w Wielkim Guslarze
Miasteczko Wielki Guslar liczy sobie osiemnaście tysięcy
mieszkańców, i choć leży na równinie, to z punktu widzenia
nieziemców leży na jakiejś wypukłej krzywiźnie skorupy
ziemskiej, która widoczna jest dopiero z dystansu kilku parseków. I
dlatego od 1967 roku niemal regularnie się tam zapuszczają,
wiedząc, że przy ulicy Puszkina 16 zawsze wyciągnie do nich pomocną
dłoń Korneliusz Udałow, kierownik przedsiębiorstwa budowlanego.
Kirył Bułyczow był obecny na polskim rynku fantastyki „od
zawsze”. Jego lekkie, satyryczne opowiadania osadzone w konwencji
light-SF (w opozycji do sjerjożnej
hard-SF) bawiły
zderzeniem rosyjskiej mentalności, sowieckiego ustroju i
pozaziemskich problemów. Jak
w opowiadaniu „Trzeba pomóc”, gdy w paskudny, wietrzny i
deszczowy wieczór w jego pokoju zmaterializowała się dziwna
istota, która przedstawiła
się jako kosmita imieniem
Fywa. Fywa słabym rosyjskim wymówił się od herbaty i poprosił o
pilną pomoc w związku z kryzysem gospodarczym, którego przyczyną
jest pomór krupików.
–
(…) Jeden raz wzięli wasze krupiki i zawieźli na nasza
planeta.
–
Czekajcie – przerwał Udałow. – Co to są krupiki?
–
Ja zapominaj wasz słowo. Malutki, szary z uszami, siedzi pod
choinką, skacze. Krupiki.
–
Zając? – zapytał Udałow.
–
Nie – zaoponowała istota. – Zając ja wiem, królik wiem,
kangur wiem. Inny zwierz.
K. Bułyczow „Trzeba pomóc”
Pomoc Udałowa ma się ograniczyć
do pozyskania pewnego kwiatka, który ma uratować krupiki. Kwiatek
należy do staruszki Niuszy. Na następnych stronach czeka nas
przedziwna mieszanka bezinteresowności, poświęcenia i słowiańskiej
odmiany fatalizmu, słowem – tak wyglądałaby fantastyka, gdyby o
obcych pisał Gogol. Przy czym cały czas Udałowa pospołu z czytelnikiem intryguje czym jest ten krupik.
W
innych opowiadaniach jest jeszcze ciekawiej. „Świeży transport
złotych rybek” opowiada o sytuacji, gdy do guslarskiego
zoologicznego zarząd okręgowy rzucił złote rybki, żeby mieć
odpowiednie wykonanie planu sprzedaży. Ale takie bajkowe złote
rybki, co to gada i życzenia spełnia. I owszem, któryś z mieszkańców
(niejeden zresztą) zażyczył sobie, by z kranu płynęła wódka.
Mieszka też na Puszkina 16 profesor Lew
Chrystoforowicz Minc, który
zirytowany opieszałością
robotników budowlanych opracował
ad hoc eliksir
pracowitości. Rzecz jasna stężenie dawki dobowej trzeba było
ustalać w trakcie testów klinicznych na rzeczonych robotnikach. Ale
cudowne rybki i wynalazki profesora Minca to jednak mniejszość.
Nawet, gdy pojawiają się
gdzieś rozbudowane wątki trącące alchemią, jak w „Rycerzach na
rozdrożu”, to i tak na koniec wylizie skądsiś ufok i wszystko
kończy się na pozaziemskiej interwencji. Nawet, gdy w sumie nie ma
żadnych dowodów na kosmiczne pochodzenie fenomenu, to i tak
Korneliusza Udałowa nawiedzi
sen, z którego wyniknie, że hipopotam, który przypałętał się
na ich podwórko kilka dni wcześniej, to rozbitek innej cywilizacji.
A milczy, bo języka nie zna („Miłość do milczącego
stworzenia”).
Zatem,
gdy nasycicie się już gorącym, pustynnym powietrzem Night Vale,
zapraszam do chłodnego, położonego na rzeką Wielkigo Guslaru.
Komentarze
Prześlij komentarz