Pijacki sen bohaterów
Adolfo
Bioy Casares był przyjacielem i współpracownikiem Jorge Borgesa,
razem napisali przekomiczne „Kroniki Bustosa Domecqa”, które
przy całym ładunku kpiny z kierunków rozwoju sztuki i jej
mimetyzmu jednocześnie zadają ważkie pytania o jej istotę. Znając
miarę intelektu autora sięgnąłem onegdaj po jego „Sen o
bohaterach”. I po przeczytaniu spokojnie napisanej powieści
obyczajowej pozostałem w pełnym osłupieniu, a przez mózgownicę
przewalały mi się reminiscencje Frazera i Eliadego. I powróciło
wielkie pytanie: kim byli antyczni bohaterowie? Czy
– jak sugeruje Bioy Casares – zwykłymi, młodocianymi
nożownikami?
Rzecz
wydaje się prosta. Oto mamy młodego,
raptem dwudziestoletniego Emilio Gaunę, adepta mechaniki
samochodowej, który w czasie karnawału roku 1927 przeżywa coś. To
„coś” to pewien ciąg zdarzeń zainicjowany przez wygraną
tysiąca pesos na wyścigach. Za wygrane pieniądze Gauna funduje
swej paczce przewodzonej przez szemranego doktora Sebastiana Valergę
wyskok na miasto. Wyskok staje się odyseją po knajpach Buenos
Aires, w czasie której spotyka nieznajomą dziewczynę w masce
domino, z którą rozdziela go nurt imprezy:
Antunez
wskazał na rozpoczętą butelkę szampana. Napełnili kieliszki i
wypili.
Potem wspomnienia deformują się i gmatwają. Maseczka zniknęła.
Dopytywał się o nią; nie odpowiadano mu albo starano się go
uspokoić wymijającymi odpowiedziami (…)
A.
Bioy
Casares „Sen o bohaterach”
Gauna budzi się na przystani, w parku nad jeziorem, nie wie skąd
się tam wziął, ani od kiedy tam przebywa. Taka to była impreza.
Kilka stron dalej nasz Emilito idzie z chłopakami do Serafina
Taboady, zwanego Czarownikiem, z którym ucina sobie krótką
pogawędkę „o życiu”. A życie potem toczy się zwyczajnie:
Emilito nawiązuje znajomość z Klarą, córką Czarownika; potem
żeni się z nią; Czarownik umiera… Cały czas jednak uwiera Gaunę
problem tożsamości „Maseczki” i wydarzeń, które skrywa
postalkoholowa niepamięć. Toteż gdy Gauna wygrywa znów pieniądze
na wyścigach (a jest to suma wyższa o współczynnik inflacji),
czuje, że to znak od przeznaczenia. Znak, który wskazuje mu na
konieczność powtórzenia wszystkiego, co wydarzyło się w
dwudziestym siódmym roku. I oto wpadamy w ten kolisty czas sacrum,
czas rytuałów, gdy powtarza się czynności, by ustabilizować
świat w swym miejscu, by odkryć prawdę o sobie. By złożyć
ofiarę. Emilito przekonuje się (taki spojler, ale wszak to nie
kryminał, poza tym mało kto przeczyta tę powieść, jestem tego
pewien), że niepamięć pokrywała kilka łotrostw Valergi, że
„Maseczką” była sama Klara, zatem zakochał się w niej, nim ją
poznał jako córkę Czarownika, i że okazanie odwagi znaczy dlań
najwięcej. Umierając w wyniku walki na noże z Valergą nie myśli
nawet przez chwilę o Klarze.
I wszystko to byłoby zwyczajną opowieścią obyczajową o
„ech-tej-dzisiejszej” młodzieży przedwojennego Buenos Aires,
gdyby nie pewne szczegóły. Cukiernia „Les Argonauts”, w której
od czasu do czasu spotykają się bohaterowie. Tytułowy sen o
bohaterach, który przytrafia się Gaunie w czasie ich awanturniczej
wyprawy karnawałowej, a którego ważnym punktem jest gra dwóch
półnagich młodzieńców, którzy okazują się towarzyszami
Jazona. Koliste powtórzenie karnawałowych zdarzeń, zakończonych w
tym samym miejscu nad jeziorem. Śmierć, która zdaje się być
celem. Czarownik Taboada, który w niedwuznacznych słowach mówi o
ochronie, jaką roztaczał nad swym zięciem. W końcu jego imię,
Serafin, też na coś wskazywało.
Czym się ci argentyńscy awanturnicy wielkiego miasta różnią od
bohaterskich Argonautów? W sumie – niczym. Jeśli się dobrze
zastanowić, to argonauci są skrzykniętą ekipą mołojców, którzy
idą na Kolchidę celem zawładnięcia Złotym Runem.
Takie siłowe przywłaszczenie nazywamy dziś rozbojem i jest ono
spenalizowane w kodeksie karnym w postaci artykułu 280:
§
1. Kto kradnie, używając przemocy wobec osoby lub grożąc
natychmiastowym jej użyciem albo doprowadzając człowieka do stanu
nieprzytomności lub bezbronności,
podlega
karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
§
2. Jeżeli sprawca rozboju posługuje się bronią palną, nożem lub
innym podobnie niebezpiecznym przedmiotem lub środkiem
obezwładniającym albo działa w inny sposób bezpośrednio
zagrażający życiu lub wspólnie z inną osobą, która posługuje
się taką bronią, przedmiotem, środkiem lub sposobem,
podlega
karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.
Dz.U.2016.0.1137 t.j. - Ustawa z dnia 6 czerwca 1997 r. - Kodeks
karny
Obstawiam, że czary Medei zostałyby zakwalifikowane przez prokuratora jako te opisane w paragrafie drugim środki lub sposób.
Kim był Herakles, gdy wykonywał swych dwanaście prac, wśród
których było zabicie hydry i lwa nemejskiego? Wiedźminem, najemnym
zabójcą potworów. Trzeba uważnie czytać Kubiaka, by nie umknęły
takie sceny, jak walka Heraklesa pod Troją z potworem morskim, który
miał pożreć córkę króla, Hezjone. Jako zapłatę Herakles żąda
Hezjone (niekoniecznie jej ręki, to nie chanson de geste,
tylko ogniskowe wspominki mykeńskich macho) oraz klaczy,
które kiedyś Zeus podarował Trosowi. Ale król Troi, Laomedont
okazuje się oszustem, więc Herakles zapowiada swój powrót i
zemstę. Tak zapisano w Iliadzie. Sama zaś Iliada czym jest?
Opowieścią o tym, jak ojciec idzie odebrać córkę młokosowi,
który ośmielił się ją (przy boskiej protekcji) uprowadzić. A
jak zachowują się Achajowie w czasie oblężenia grodu? Kłócą
się o branki i fochują, jak taki Achilles, który z namiotu nie
chciał wyjść. Czy oni się różnią od młodocianych nożowników
znad La Platy? Niczym.
Jazon kontra piechota Nekropolii (Hirołsy III ;-), scena antycypowana w filmie z roku 1963 |
Czas destyluje sfermentowane historie w szlachetny trunek mitu.
Herakles staje się półbogiem, Jazon – nieustraszonym żeglarzem,
Achilles – szlachetnym rycerzem. Wściekły wrzask umierającego
Cezara przekuto w patetyczne pytanie. A tymczasem jedyna magia jaka
się dzieje, to ubrany na czarno człowiek, który po śmierci
Taboady wpycha Gaunę w sakralną kolistość czasu. Emilito powtarza
cały rytuał męskiej odysei po knajpach i magazynach, w których
nocują po niegodziwościach całodniowych libacji.
Niemal każdy akapit, gdy się przeczyta go uważnie, prowadzi do
jakichś ukrytych (choć może niezamierzonych) znaczeń. Np.
wspomniany czarny osobnik, który podaje typ w wyścigach. Umożliwi
to puszczenie karnawałowej machiny w ruch i – w rezultacie –
śmierć Emilia. Imię konia, które wypowiada to Calcedonia, czyli
Chalcedon. Chalcedon to kamień, ale też i miasto, w którym
rezydowała wyrocznia Apolla, niewiele ustępująca tej delfickiej.
Jak nieubłagane były wyroki Pytii, tak i nieubłagane jest mroczne,
choć – w ocenie samego Gauny – chwalebne, przeznaczenie młodego
mechanika samochodowego.
Już wspominałem przy okazji „Wieżowca” J. Ballarda,
ewenkijskie słowo emerczin oznacza zarówno bohatera, jak i
gwałciciela. Powieść Bioy Casaresa jest kolejnym utworem, który
wyjaśnia ten paradoks nam, intelektualnym ofiarom średniowiecznego
etosu rycerskiego.
Tak. A czymże są bohaterskie czyny, jeśli nie musem, by zrobić dobrą minę do złej gry i nadrobić za coś, co nie wyszło (najczęściej komuś innemu)? A schodząc na ziemię: czy to nie to, co się dzieje na co dzień w pracy?
OdpowiedzUsuńTrochę czasu mi zajęło, nim zebrałem się do odpowiedzi. Biorąc pod uwagę argumenty, które w innej rozmowie przytoczyłaś, muszę przyznać, że z tego wyłania się materiał na kolejny, duuży post. Bo z jednej strony mamy tych achajskich zbirów, z drugiej Rolanda, który woli umrzeć niż obudzić tatę, tfu, zaalarmować suwerena, a z trzeciej mamy Geralta, który za pieniądze (mniejsze, bądź większe, boć nieznana jest nam ani taryfa, ani jej relacja do przeciętnego wynagrodzenia w Novigradzie) wyciąga ludzi z kłopotów, w które nierzadko się sami wepchali. Zatem ci bohaterowie nie są dwubiegunowi: Homer versus Ossowska, ale mają swoje inne odcienie. Nawet nie pośrednie, ale inne.
UsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń