Na skróty
Czy streszczenie może
być pełnoprawnym gatunkiem literackim?
Zazwyczaj opisuje się
streszczenie jako rodzaj przekształcenia literackiego, takie coś w
rodzaju reported speech, mowy
zależnej, oderwanej od tekstu podstawowego, lecz z nim
związanego treścią. W sumie – odmawia się mu prawa do bycia
odrębnym gatunkiem. Czy słusznie?
Iwona
Loewe w swoim tekście
(http://www.fil.us.edu.pl/ijp/osoby/publoewe_Bialystok2008.pdf) o
transgatunkach odwołuje się do lubianej przeze mnie koncepcji
mgławicowości gatunków, a takie gatunki jak list,
czy inkryminowane streszczenie
osadza w obszarze gatunków transgresyjnych, w skrócie: transgatunków.
No
i super. Podziękujemy pani Iwonie i rozejdziemy się do domów, co?
Kogoś przekonałem, że streszczenie może być dziełem literackim?
Pana? Panią? Ciebie? Chyba jeszcze nie. No to zastanówmy się nad
tym, bo jednak może się mylę.
Na
początek wyciągniemy „Czas apokalipsy”. Grubo i ciężko. Kto
się nie zgodzi z tym, że to parafraza „Jądra ciemności” J.
Conrada? Dziękuję, nie widzę. A zatem mamy pierwszą tezę: ten
sam schemat fabularny, powtórzony z dokładnością do zachowania
poszczególnych bohaterów, może być odrębnym dziełem, które
rozpatrywać możemy odrębnie od utworu podstawowego. Najlepszym
dowodem są ludzie, który nie czytając nigdy „Jądra ciemności”
doskonale rozumieją przesłanie „Czasu apokalipsy”.
A
czym są tłumaczenia? Parafrazą tekstu oddającą zamysł autora
(przedstawienie bohaterów, fabuły, świata, wywołanie uczuć w
czytelniku) dokonaną w obcym języku. Tak, parafrazą. Dosłowne
tłumaczenie, zwane metafrazą, jest stosowane nader rzadko. Znam
takie osobiście z dziedziny badań nad Starym Testamentem. Tego się
nie czyta. W tym się fedruje. Z kolei taki „Ulisses” w
przekładzie nieodżałowanego M. Słomczyńskiego jest przekładem
niedosłownym, gdyż tłumacz chcąc oddać wszystkie zagrania autora
musiał odwoływać się do niesamowitych zabiegów. Na przykład
niektóre partie tekstu mają swym rytmem naśladować taniec (nie
pamiętam, menueta czy fokstrota – i tak tego tańca nie znam).
Teraz
będzie trudniej: streszczenie to nie tylko parafraza, ale i
skrócenie. I bez własnego wkładu. Co zatem zostaje? Jakie pole
manewru pozwoli streszczającego nazwać jeszcze artystą? Styl.
Wystarczy wziąć na warsztat małą książeczkę pt. „Kroniki
Bustosa Domecqua” pióra dwóch argentyńskich arcymistrzów, tj.
J. L. Borgesa i A. B. Casaresa, żeby przestać o tym powątpiewać.
Oczywiście, można argumentować, że mowa w „Kronikach...” o
książkach, które nigdy nie powstały, lecz to nie załatwia
sprawy. Można się po prostu rozpływać się nad pełnymi humoru i
ironii relacjami o dziełach, które są szczegółowym inwentarzem
biurka aranżowanego przez nierozgarniętego chłopaka, lub też
„Selektywnym okiem”, gdzie opowiedziane są fragmenty książek,
które autor postanowił usunąć ze swoich „dzieł”. Można
jednak wskazać, jeśli uznamy, że historia
to opis dziejów, że
już zawarte w „Powszechnej historii nikczemności” nowelki, taka
jak „Nietaktowny mistrz ceremonii Kōtsuke
no Suke”, są pełnoprawnymi streszczeniami. Jeśli nie historii,
to choć utworu jakim jest „Chūshingura”.
A
teraz już koda. Czy można za utwór artystyczny uznać recenzję?
Od czasów Żeleńskiego i jego „Flirtu z Melpomeną”,
utwierdzeni przez Słonimskiego „Gwałt na Melpomenie” jesteśmy
skłonni uznać recenzje za odrębny gatunek. Krytyczny,
niepodstawowy (gdyż coś skrytykować najprzód musimy), lecz
odrębny, jak dajmy na to reportaż.
Dobrze. Zobaczmy zatem, jak mistrz Antoni recenzuje „Świerszcza za
kominem” w swym „Gwałcie...”:
„Świerszcz za
kominem” jest jednym z „najczystszych” utworów Dickensa.
Głęboka dobroć
ludzka, płynąca z prawdziwej mądrości, posunęła się tu
najdalej. Śpiew kipiącego na ogniu czajnika i głos świerszcza są
cichą melodią, zagłuszającą słodko i delikatnie wszystkie
nieroztropności i usterki ludzi. To nie huczący głos żywiołu,
nie natura przygłusza i przytłumia płacz i śmiech ludzki – ale
właśnie te dwa małe rzewne głosiki uciszają płacz biednej Dot i
strapienia Johna. Nie trzeba nam wielkich sił i czarów przyrody,
aby pokonać strapienia życia – trzeba tylko wsłuchać się w
głos rozlegający się wśród ciszy wieczornej, w dobry rytm
naszego serca, aby rytm ten wielką i niezwalczoną falą objął
całą ziemię z wszystkimi złymi i dobrymi ludźmi. Dickens jest po
trosze jak bohater tej sztuki – stary Kaleb, który swej ślepej,
biednej córce przedstawia świat pięknym, a najgorszych łotrów
maluje złotymi kolorami. A więc jeśli umie tak pięknie i
przekonywająco mówić, zamknijmy oczy i wsłuchajmy się w głos
jego serca. Mówi on przy tym rzeczy tak wesołe i śmieszne, że nie
tylko ociemniały, ale nawet głuchoniemy pęknąłby ze śmiechu.
Istotnie jest Dickens, jak stary Kaleb, fabrykantem zabawek, pięknych
żywych lalek i strasznych potworów, które po bliższym przyjrzeniu
okazują się bardzo poczciwe i wcale niestraszne. Nawrócenie i
rehabilitacja Takeltona jest najradośniejszym wydarzeniem w dziejach
świata. Zły potwór, podły intrygant, został ukarany i
wyszydzony. Wszystko na scenie płonie od radości – sztuka kończy
się dobrze, ale za drzwiami, na wichrze, stoi zły i śmieszny
człowiek. Czy można go tak zostawić? O, nie – powiada Dickens i
wprowadza go na scenę poprawionego i nawróconego. Przypomina mi to
inny moment, w którym pan Pickwick spotkawszy swego wroga i
przyczynę swych strapień i hańby – nikczemnego pana Jingle’a –
w więzieniu, pociesza go i daje mu banknot, który, jak powiada
autor, „wylazł przypadkowo” i znalazł się w ręku intryganta.
Dobroć, z którą Dickens rady sobie dać nie może i którą
maskuje nieraz, wyłazi jednak zawsze w ostatnim rozdziale książki
i triumfuje.
A. Słonimski „Gwałt na
Melpomenie”, rec. „Świerszcz za kominem”
Długi kawałek. Ale widać, że można
streszczać tak, jakby tworzyło się inną opowieść owiniętą
wokół tej pierwotnej. W tym przypadku dzieje się tak poprzez
porównanie do innych utworów Dickensa i jego samego wciągnięcie w
streszczenie.
Życzyłbym każdemu uczniowi każdej
szkoły, by bryki i streszczenia, z których będzie korzystał
przygotowując się do batalii z nauczycielstwem języka polskiego,
były na najwyższym poziomie literackim. By mogły zaszczepić w nim
ciekawość tekstu podstawowego, rozbawić i przekazać wspomnienie
piękna, jeśli było ono w streszczanym utworze.
A autorów rzekomych „streszczeń”,
które są obelgą wobec dzieł streszczanych, panowie z Latającego
Cyrku Monty Pythona pouczą jak streszczeń nie należy realizować:
Komentarze
Prześlij komentarz