Motyl na Golgocie
Czy zastanawialiście się, jak wyglądałby nasz świat, gdyby nie
zdarzenia, które miały miejsce około Paschy roku 33 n.e.?
Jest taka teoria, że trzepot motylich skrzydeł w amazońskiej
puszczy może być przyczyną tajfunu po drugiej stronie globu. Lubię
tę alegorię. Pozwala spojrzeć na historię jak na burzę, w której
zbierają się chmury, upał staje się nieznośny, aż wreszcie
jeden mały ruch powietrza wywołuje uderzenie szkwału i pierwsze
pioruny uderzają w ziemię.
Ile oczu skierowanych było na Golgotę tamtego dnia? W skali
Jerozolimy – sporo, wszak ukrzyżowano „celebrytę”, witanego
tydzień wcześniej owacjami. W skali Judei – niedużo. Brak było
wtedy mediów masowego rażenia. A w skali państwa rzymskiego?
Kolejna egzekucja Piłata, znanego z okrucieństwa i bezwzględności
prokuratora, którego Tyberiusz z niejakim upodobaniem trzymał w
Palestynie. Śmierć i zmartwychwstanie kaznodziei imieniem Jeszua
było zaledwie trzepotem motylich skrzydeł.
A dziś?
Śmiem twierdzić, że nie mamy szans na wyobrażenie sobie jak
wyglądałaby obecnie Europa, gdyby nie omawiane wydarzenie.
Spójrzcie
jedynie na kulturę: nie byłoby Dantego i Miltona. Nikt nie
wzniósłby katedr, a żaden Buonarroti (na pewno nie Michał Anioł)
nie wyrzeźbiłby Piety.
Nikogo nie interesowałby motyw dwojga nagich ludzi stojących pod
drzewem, na którym – wbrew biologicznej logice – wąż stara się
zainteresować ich zjedzeniem owocu. Wszak judaizm z jego legendami o
chodzeniu na piechotę przez Morze Czerwone byłby tylko egzotyczną,
plemienną religią, niczym wierzenia Ewenków, czy Eskimosów dla
nas. Nie napisałby Shelley „Prometeusza wyzwolonego” ani nie
wyrzuciliby go z Oxfordu za „Konieczność ateizmu”. Jeśli
istniałby jakiś Oxford...
Siłą rzeczy pozbawieni bylibyśmy „Mistrza i Małgorzaty” tak
samo, jak i jego inspiracji, czyli „Fausta”.
Nawet „Matrix” nie mógłby mieć swojej formy, gdyż momentem
przełomowym jest powrót Neo do życia po śmierci z ręki agenta
Smitha. I proszę mi tu nie imputować nic o Królewnie Śnieżce! O,
ktoś wspomniał Gandalfa, któremu też się przytrafiła taka
przygoda ze śmiercią. Słusznie – wszak cały „Władca
Pierścieni” to trawestacja opowieści ewangelicznej rozbitej na
partie – Gandalf pokonuje śmierć, a Frodo przemierza drogę
krzyżową, podczas gdy Aragorn stanowi przełożenie Dawida.
Standhal nie napisałby „Czerwone i czarne”, a Umberto Eco
miałby problem z umiejscowieniem akcji „Imienia róży”.
Pierwsze strony „Ulissesa” musiałyby brzmieć inaczej. Podobnie
byłoby z „Moby Dickiem” Melville'a.
Haendel nie napisałby „Mejsasza”, a Bach nie miałby pracy jako
„kantor u świętego Tomasza”. Vivaldi pewnie pasałby kozy,
zamiast być księdzem, a święcącej ostatnio triumfy LUXTORPEDY po
prostu by nie było.
Marginalne (z ówczesnego punku widzenia) zdarzenie: śmierć
żydowskiego proroka, jednej z kilkuset ofiar Piłata, oraz jego
powstanie z martwych, uformowało zachodnią kulturę. Na Golgocie
zatrzepotał motyl...
Komentarze
Prześlij komentarz