Archipelagi
Zazwyczaj przyjmujemy, że
cieśniny dzielą wyspy, a drogi łączą miasta. Myśląc o drogach,
które dzielą wpadamy w dyskomfort myślowy rozpatrując drogę
jedynie w jej jednowymiarowym, abstrakcyjnym aspekcie komunikacyjnym.
Podobnie, będąc istotami lądowymi, myślimy o przestrzeni wody
jako oddzielającej wyspy. Tymczasem już taka Wenecja, czy Amsterdam
każą nam zastanowić się, czy kanały dzielą wyspy, czy je łączą?
Oczywiście wtedy zmieniamy optykę nazywając (ach, słodkie jarzmo
języka!) kanały „drogami wodnymi”. A jak nazwać w dziedzinie
inżynierii lądowej drogi, które dzielą?
Obiecałem sobie
solennie zakładając tego bloga, że nie ruszę tematu polityki. Mam
nadzieję, że przyrzeczenia tego dotrzymam wspominając tylko
informację podaną przez Noama Chomsky'ego w „Interwencjach” o
eksterytorialnych autostradach budowanych przez Izrael na terenie
Autonomii Palestyńskiej. Mają one, według autora, na celu
maksymalne rozbicie terytorialne państwa palestyńskiego i
uniemożliwienie integracji. Zatem istnienie dróg, których zadaniem
jest dzielić pod pozorem łączenia, można przyjąć jako fakt.
Jedną z powieści,
które wywarły na mnie kolosalne wrażenie, jest bez wątpienia
„Wyspa” nieodżałowanego J. G. Ballarda. Język autora jest
chropawy i niewyszukany – żadne tłumaczenie żadnej z jego
powieści tego nie jest w stanie zamaskować. Tematy, które Ballard
porusza (przynajmniej w powieściach, które znam) są niesamowite,
wydają się wydumane, ale czytelnik podskórnie zdaje sobie sprawę,
że nie są nieprawdopodobne. I to jest właśnie to, co mnie u
Ballarda urzeka – nie sama powieść, lecz to, w jaki sposób
wpływa na nasze myślenie. To osobliwe zastanowienie „a jak ja bym
postąpił na miejscu bohatera?”. I ręczę Wam, że przeciętny
człowiek nie ma gotowych recept i wzorców. Wątpię, czy nawet
Pałkiewicz, Grylls i Norris mieliby scenariusze przygotowane na
sytuację, gdy zostajesz zamknięty w galerii handlowej
zabarykadowanej przez fanatyków broniących faszyzującej subkultury
a na zewnątrz trwa policyjne oblężenie („Królestwo nadchodzi”),
czy uczestniczysz w ekologicznym proteście mającym na celu
ratowanie tropikalnego atolu i nagle orientujesz się, że celem
przywódcy jest eksterminacja... podwładnych („W pośpiechu do
raju”). Albo wypadasz z autostrady na tytułową wyspę na jej
węźle i przez zbieg okoliczności pozostajesz tam zdany na siebie,
a wszyscy szukają Cię wszędzie indziej, niż na kilkukilometrowym
odcinku łączącym (dzielącym?) miejsce Twego zamieszkania od
miejsca Twej pracy. Oczywiście, zaraz ktoś powie, że to taki
Robinson Cruzoe. No i nie sposób się nie zgodzić. Jest pewne ale.
Ballard napisał książkę tak, że w pewnym momencie ogarnia
czytelnika wrażenie, że nic tam nie dzieje się prawdziwie, lecz są
to halucynacje bohatera, który z mózgiem na asfalcie dogorywa po
inicjującym powieść wypadku. To, co się przydarza bohaterowi jest
dziwne, groteskowe, wynaturzone, chore. No dobrze, chyba przesadziłem
z epitetami, bo zaraz ktoś będzie chciał pomyśleć o „Wyspie”
jak o wytworze Lovecrafta, lub przynajmniej Barbie Gill Graynor.
Wracamy do naszej
bohaterki. Tak, tak, bo to nie Robert Maitland jest naszym obiektem
zainteresowania, lecz wyspa, na której się rozbił.
Gdy czytałem tę
powieść w latach 90. XX wieku nie mogłem sobie do końca wyobrazić
miejsca akcji, niczym Awerroes, który nie mógł poradzić sobie z pojęciem komedii. Przyczyna była konkretna i ta sama, co u
Ibn-Ruszda – brak bezpośredniego doświadczenia. Wiedziałem jak
wygląda skrzyżowanie bezkolizyjne i wyobraziłem sobie duże (jak
na moje wyobrażenie) skrzyżowanie, z czterema odpowiednimi wyspami
ulokowanymi w drogowej „koniczynce”. No i nie wiedziałem,
dlaczego (nawet biorąc pod uwagę stan zdrowia Maitlanda, trudności
terenowe, czy co tam innego) nie mógł się stamtąd wydostać, ale
mógł spędzić tam kilka tygodni. Ba, wydawało mi się, że większym moim problemem byłoby tam zostać, niż stamtąd uciec.
Dopóki nie zastanowiłem się nad prawdziwym węzłem autostradowym.
W Polsce, w chwili
obecnej największym skrzyżowaniem autostrad jest węzeł Sośnica w
Gliwicach. Największym, bo jedynym. Co nie znaczy, że obiektywnie
nie jest duży. Wcześniej było tam węzeł łączący autostradę
A4 z ulicą Pszczyńską. W tej chwili krzyżują się dwie
autostrady: A4 i A1 oraz wspomniana ulica Pszczyńska (DK 44 w
kierunku na Mikołów i Tychy). Powiem tylko tyle, że po przebudowie
droga do pracy wydłużyła mi się o trzy kilometry. Czy to jest
wyczuwalne? Wcześniejszy zjazd „ślimakiem” z wiaduktu na pas A4
jest teraz trzykilometrową drogą w labiryncie dojazdów, zjazdów i
przejazdów. Wyjeżdżając z Gliwic w kierunku Katowic przemierzyć
trzeba rondo na estakadzie i dwa duże wiadukty. W czasie, gdy piszę
tego posta, na jednej z „wysp” we wnętrzu węzła trwa budowa
jednego z największych w Polsce parków handlowych. A przypuszczam,
że to skrzyżowanie jest nieduże w porównaniu do angielskich
węzłów, których ofiarą padł ballardowski bohater. Bez obrazu
tych hektarów łąk, lasów i czegoś w rodzaju śląskiego buszu
(nieuporządkowanej plątaniny bzu, głogu, leszczyny i brzóz) moje
wyobrażenie o miejscu, gdzie rozgrywa się powieść przypominało
próbę ogarnięcia akcji „Złego” przez mieszkańca wsi Taplary
z „Konopielki” Redlińskiego – wyobraziłby sobie Warszawę
jako powiększone do monstrualnych wymiarów Taplary, gdzie mieszka
kilkaset tysięcy ludzi, ale wszyscy się znają po imieniu i
słuchają jednego sołtysa, a jak trza co zdecydować, to się w
takiej wielkiej izbie zbiorom. Proszę nie myśleć, że piszę to o
Sejmie! To nie jest blog o polityce!
Czytając dziś „Wyspę”,
zwłaszcza jej fragmenty, gdy Maitland widzi w nocy światła miasta,
nie sposób się opędzić od myśli, że cała ta sytuacja byłaby
niemożliwa w dobie telefonii komórkowej i policyjnych śmigłowców
z szukaczami po milion luksów. Ale czy aby na pewno? Co się stanie,
gdy komórka się rozbije? Co się stanie, gdy w wyniku zbiegu
okoliczności wszyscy sadzić będą, że Twoja nieobecność to
weekendowa ekskursja, chęć pobycia samemu ze sobą przy wyłączonej
komórce? A co się stanie, gdy...?
Jednak naprawdę ciekawe w
„Wyspie” jest dla mnie coś innego – zmiana percepcji. Podobnie
jak w przypadku „Niewidzialnego popiersia Woltera”, o którym już wspominałem, tu następuje przesunięcie punktu percepcji
przestrzeni. Normalnie postrzegamy pewne miejsca niczym wyspy: dom,
praca, galeria handlowa, mieszkanie Stefana, gdzie spotykamy się na
wódce... Drogi zaś stają się mostami, które je łączą.
Tymczasem bohater „Wyspy”, a za nim czytelnik modelowy,
przesuwają się ku pozycji, z której przestrzeń poszatkowana
została drogami na archipelagi niepołączonych ze sobą wysp.
Po lekturze „Wyspy”
jazda po autostradzie nie będzie już taka sama. Węzły przestaną
być dla nas li tylko połączeniem dróg. Dostrzeżemy w jaki sposób
drogi dzielą ziemię, a strumienie samochodów są bardziej
zdradliwe niż morskie prądy w cieśninach.
Fragmentacja jest
prawem,
Jedności nie uczy się
w szkole.
SONIC YOUTH „Making the
Nature Scene”
Komentarze
Prześlij komentarz