Wyroby własne: „O czarcie z jeziora”
Witam Cię po drobnej i niezapowiedzianej (ale też i
niespodziewanej) przerwie.
Dzisiejszy post jest jedynie drobną informacją i zachętą, by
sięgnąć po kolejny, czterdziesty piąty numer internetowego
periodyku poświęconego literaturze grozy, jakim jest magazyn
„Histeria”. Całkowicie darmowy, zarówno od strony twórców,
jak i czytelników, wydawany co dwa miesiące, zawiera wybór
opowiadań należących do szeroko rozumianego horroru.
W tym numerze zamieszczono moje opowiadanie pt. „O czarcie z
jeziora”. To drugie opowiadanie po zeszłorocznym „Ostatnim domu przy Cornland Road”. Cały numer do pobrania tu.
Niestety, pani Joanna Widomska nie wykonywała tym razem okładki,
więc nie licuje ona tym razem z atmosferą opowiadań. I dlatego
ilustracyjnie poprzestanę na innym obrazku.
Takie tam z ziomkami na bagnach (źródło) |
Ten śpiew usłyszeliśmy już pierwszego ranka. To znaczy nie wiem, czy była to ta sama pieśń co w czasie ceremonii. Podejrzewam, że nie. To brzmiało raczej jak dziecięca piosenka, może wyliczanka, lecz język, w którym nasza gospodyni to śpiewała, był zdecydowanie obcy Europie. To nie był żaden z języków ugrofińskich, jak myśleliśmy, ale nie zaliczyłbym go także do rodziny turkijskich. Sądząc z melodyki, wydawał się pochodzić z ligi języków ałtajskich, ale bliższy był grupie tunguskiej. Wydaje mi się, że przypominał ten dziwny język, w którym ewenkijscy szamani śpiewali zakazane inkantacje. A tu, pośród pól uprawnych południowo-wschodniej Polski, jakaś staruszka śpiewała sobie w nim piosenkę, zamiatając kurze łajno przed drzwiami.
W. Kryska „O czarcie z
jeziora”
Gdybym mogła tak "popkulturowo", to bym zapytała, czy nie ma tu gdzieś opcji "zalajkowania", bo opowiadanie przednie. Ale że to chyba tu nie wypada, to nie będę się odzywać... ;)
OdpowiedzUsuń