Ars IV: Komediant

M. Cattelan "Komediant" (źródło)

No to teraz wróćmy ab musa (łac.: do banana).
   Co to takiego Cattelan chciałby powiedzieć?

1. Metatekst
   Metateksty to wbrew pozorom nic strasznie wyrafinowanego. To teksty towarzyszące tekstom podstawowym: przedmowy, posłowia, prologi, spisy treści, blurby wydawców i podobne. Metatekstem jest także tytuł. W przypadku Cattelana tytuły są niemal tak ważne jak samo dzieło. Nie będę się teraz wypowiadał o innych jego rzeźbach/instalacjach, jak wiszące zwłoki końskie o tytule „Victory is Not an Option” („Zwycięstwo nie wchodzi w grę”), która mogłaby stanowić świetne uzupełnienie dadaistycznego oficera ze świńskim łbem. Zostańmy przy bananie. No to jaki jest tytuł tej instalacji?
   „Komediant”.
   Dlaczego banan? Co banan ma wspólnego z komediantem? Zasadniczo to już J. Carroll zauważył w którejś ze swoich powieści, że każde zwierze wygląda zabawnie jedząc banana. Poślizg na bananowej skórce stanowi drugi co do konotacji chwyt slapstickowych komedii po uderzeniu w twarz śmietanowym ciastem. Dowcipy z podstawieniem banana za męskie genitalia są tyleż uważane za słabe, co powszechnie rozumiane. Gdyby poszukać symbolu – maksymalnie zwięzłego – współczesnego humoru „dla mas” to co byście wybrali? Czy banan nie stanowi tu dobrego wyboru?

2. Cavendish
   Jest na świecie kilkaset odmian banana. Są banany rozmaitych kształtów, kolorów i wielkości. Niektóre nie nadają się do jedzenia na surowo, lecz należy je ugotować, tak jak znane nam ziemniaki. Dzięki pewnym zawirowaniom historycznym i prawnym, tu w Europie spożywamy wyłącznie odmianę Cavendish. A dokładniej rzecz biorąc kultywar Cavendish jakieś większej odmiany. I w sumie mało ko wie, że banany mogą smakować lub wyglądać inaczej. Z biologicznego punktu widzenia banany Cavedish są klonami jednej rośliny wyhodowanej około 1936 roku przez Anglików. Mnożenie odbywało się poprzez dzielenie rośliny, ponieważ ten kultywar jest zwyczajnie bezpłodny.

3. Szara taśma
   Powszechnie znaną jest zasada, że jeśli coś się rusza, a nie powinno, należy to przytwierdzić szarą taśmą. Jest to towar tak powszechnie dostępny jak banany.
Nawet bardziej powszechny niż suszarki do butelek i pisuary za czasów Duchampa.

4. Powtarzalność
   Banany są niespecjalnie trwałym tworzywem. Dlatego Cattelan od razu zaznaczył, że wymiana pierwotnego banana na nowy egzemplarz nie niweczy ciągłości „dzieła”. Nie chodzi o to, że to ten konkretny banan, ale że banan jako jeden egzemplarz tej odmiany.
   Zresztą przetestowano to w czasie wystawy, gdy David Datuna w trybie całkowicie nieuzgodnionym z kierownictwem wystawy podszedł i zjadł banana nazywając to perfomancem pod tytułem „Głodny artysta”. Tłumaczył, że nie oznacza to jego głodu dosłownego, lecz głód nowych interakcji ze sztuką. Należy dodać, że chwilę wcześniej „Komediant” został sprzedany za marnych sto dwadzieścia tysięcy dolarów. Datunę wyproszono i poproszono, by już tam nie przychodził, banana wymieniono. Załatwione.
   „Zaraz”, zapytasz, „to ja sobie mogę przykleić banana na ścianie i będzie to warte podna sto tysięcy dolarów?”. No nie. Owszem, wymienialność banana jest pełna. Ale dla potrzeb rynku dzieł sztuki Cattelan zaplanował tylko trzy egzemplarze instalacji. Każda ma swój certyfikat autentyczności. Zatem możesz „Komedianta” kupić, banana zjeść, taśmą skleić pęknięty zderzak w passacie, a potem wziąć innego banana i kawałkiem świeżej taśmy przykleić go sobie w salonie. Zaraz obok oprawionego w ramki certyfikatu autentyczności.

5. Do brzegu
   No to poskładajmy sobie to w całość. Cattelan przykleja banana szarą taśmą do ściany i nadaje mu tytuł „Komediant”.
   Korzystając z tych przydługich moich wynurzeń na temat dadaizmu, Duchampa, symbolu banana jako płytkiego humoru i dzieła sztuki jako powtarzalnego wykonania tego samego utworu (jak ów polonez As-dur Chopina), możemy sobie poskładać przekaz jako satyrę na płytki i niewymagający intelektualnie humor serwowany przez mainstreamowe media. Humor, który jest tak powtarzalny, że twarze komików i aktorów komediowych zaczynają nam się zacierać, nakładać. Gdy dany komik/aktor wyczerpie swoje moce rozbawiania gawiedzi, wymienia się go jak nadpsutego banana, bo show must go on.
   Jednocześnie Cattelan pokazuje coś innego: za co w ostatecznym rozrachunku płaci się na rynku sztuki? Za certyfikat. Właściwie zbędne już jest dowodzenie, czy dany obiekt (obraz, rzeźba, instalacja) były dotykane przez autora. Nie. Najważniejsze jest, czy jest certyfikat. Kupiony za małą górkę pieniędzy. Gdy ja przykleję banana do ściany, to będzie tylko banan na ścianie. Gdy przyklei go Sarah Andelman (jedna z trojga właścicieli certyfikatów) to będzie to dzieło M. Cattelana pt. „Komediant”. Gdy kupię obrazek wazonu z dwunastoma słonecznikami na pewnym chińskim portalu aukcyjnym to mam tylko obrazek ze słonecznikami. I co z tego, że kropla w kroplę olejnej farby odtwarzające obraz Van Gogha i udzielające mi tego samego przeżycia estetycznego?
   A co na to sam autor?

6. Impostor
   Mauricio Cattelan odmówił komentarzy do samego znaczenia instalacji.
   Choć właściwie nie wiadomo, czy to M. Cattelan. Jak to możliwe? Bo M. Cattelan nie lubi występować publicznie, ani udzielać wywiadów. Dlatego, jeśli gdzieś usłyszysz, że autor „Komedianta” gdzieś był i coś powiedział, najprawdopodobniej mowa będzie o Massimiliano Gionim, szalenie miłym młodym człowieku, który wypowiada się i nie występuje w imieniu Cattelana, ale podając się za niego. Jest to przyczyną wielu nieporozumień, zwłaszcza, gdy jakiś luminarz sztuki dowie się w czasie kongresowego panelu, że nie rozmawia z człowiekiem, który ma wpisane do paszportu imię Maurizio. Szał tego luminarza potrafi być godnym uznania za kolejny performance Cattelana, co pęknie ujęto w dokumentalnym filmie „Be right back” o naszym bohaterze. Ale sam artysta twierdzi, że jego impersonator ma wszelkie pełnomocnictwa do wypowiadania się jako M. Cattelan i wszystkie wystąpienia są uzgadniane. Jaki zatem jest problem z tym, że biologiczny artysta znajduje się gdzie indziej, niż jego społeczna twarz?
   Skoro można zamienić jednego banana na drugiego, byleby certyfikat się zgadzał, dlaczego nie uczynić tego z człowiekiem?
Massimiliano Gioni (źródło)

 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wdowi post

Nim napiszesz post

Polak mały, sztuczka kusa

Wandalizm intelektualny

Śpiulkolot a sprawa polska

O wykręcaniu ludziom numerów

Accelerando

Konkluzja wujka Staszka #12: Pseudonimy

Pies imieniem Brutus

Paranormal Wilkowyje