Nieuchronność teorii spiskowych
17 stycznia 1942 mógł być dniem, który przyniósłby zwrot w dziejach świata. Zginąłby Winston Churchill, premier Wielkiej Brytanii, człowiek kierujący państwem, które w tamtym czasie dźwigało największe brzemię walki z hitlerowskimi Niemcami spośród wszystkich zachodnich państw w tamtym czasie. I to zginąć mógł dwa razy. Słyszeliście o tym? Nie? No pewnie. Bo w końcu to były tylko błędy i nieporozumienia, a Churchill przeżył. Można się rozejść…
Boeing 314 Clipper (źródło) |
17 stycznia 1942 Churchill wracał z Bermudów po negocjacjach
dotyczących zaangażowania USA w wysiłek wojenny oraz wypracowaniu
umowy „okręty za bazy”, będącą ciekawym barterem, jakiego
Wielka Brytania dokonała z USA, ale to już szczegół dla
miłośników II wojny światowej. Premier miał wracać na pokładzie
krążownika HMS „Duke of York”, ale lot ze Stanów Zjednoczonych
na Bermudy, który odbył samolotem Boeing 314 Clipper spodobał mu
się tak bardzo (zwłaszcza, że dano mu popilotować samolot), że
uparł się tym samolotem wracać do Wielkiej Brytanii. Skracając
historię do minimum: nawigowanie po pustym Atlantyku nie jest prostą
sprawą bez GPS czy Inmarsatu. Gdy o wyliczonej godzinie nie minęli
wyspy Scilly, zorientowali się, że zamiast ko Kornwalii, zmierzają
prosto na Brest – francuski port, który Niemcy zamienili w
miasto-twierdzę, jedno z najbardziej bronionych przez nich miejsc w
Europie. W ostatniej prawie chwili skręcili ku północy, by nie
zostać przechwyconymi przez myśliwce Luftwaffe, które patrolowały
niebo nad Bretonią. Ale z kolei RAF nie spodziewał się swojego
premiera nadlatującego od strony Brestu, prawda? Założenie było
takie, że wszystko co leci z tamtego kierunku traktujemy jako wroga.
Sześć myśliwców Hurricane zostało poderwanych z lotniska, by
zestrzelić nieprzyjacielski samolot. „Na szczęście nawalili”,
skomentował to potem sir Winston Churchill, noblista w dziedzinie
literatury.
A teraz popuśćmy wodze fantazji i wypracujmy dwie historie
alternatywne i zobaczmy, jak zadziałają w naszej kulturze.
Historia pierwsza: piloci zbyt późno orientują się w położeniu
i wlatują w obszar pod kontrolą Lufwaffe. Boeing 314 nie jest zbyt
zwrotnym samolotem, łatwo pada łupem szybkich Messerschmittów
Bf-109, a premier Wielkiej Brytanii ginie w falach Atlantyku.
Nieuchronna teoria spiskowa, która obiega świat: niemożliwe jest,
by tak doświadczeni piloci popełnili taki błąd. Jest zbyt wiele
znaków nawigacyjnych w postaci wysp, latarni morskich, a w
ostateczności widać to także po kursach statków, które się
przemieszczają. Piloci byli opłaceni przez Niemców, a myśliwce
Luftwaffe specjalnie przygotowane i już w powietrzu. Po co mieliby
latać nad oceanem przed Brestem, gdyby nie wiedzieli, że muszą
zestrzelić pojedynczy, bezbronny samolot. Podobno piloci przeżyli.
Podobno maczali w tym palce przeciwnicy Churchilla. Podobno miała
być to zemsta, za to, że Churchill cynicznie pozwolił na
zbombardowanie Coventry przez Niemców w 1940 roku, aby móc
zastraszyć naród i łatwiej nim kierować. Podobno któryś z
pilotów Boeinga mścił się za swojego ojca, który zginął pod
Gallipoli, a jak wiadomo to Churchill wysłał ich tam wiedząc, że
wszyscy zginą.
Historia druga: podobnie jak w dziejach, Boeing 314 w ostatniej
chwili przed możliwym wykryciem skręca ku północy i po dwóch
godzinach natyka się na klucz myśliwców RAF, który zgodnie z
otrzymanymi rozkazami zestrzeliwuje samolot jako nieprzyjacielski.
Premier Wielkiej Brytanii ginie w płonącym wraku pośród wzgórz
Kornwalii.
Nieuchronna teoria spiskowa, która obiega świat: doskonale
wyszkoleni piloci RAF nie mogli nie rozpoznać sylwetki Boeinga.
Przecież Niemcy nie atakowaliby pojedynczym wodnosamolotem celów w
Kornwalii. Wszystko było ukartowane przez przeciwników Churchilla.
Podobno miała być to zemsta, za to, że Churchill cynicznie
pozwolił na zbombardowanie Coventry przez Niemców w 1940 roku, aby
móc zastraszyć naród i łatwiej nim kierować. Podobno któryś z
pilotów Hurricane’ów mścił się za swojego ojca, który zginął
pod Gallipoli, a jak wiadomo to Churchill wysłał ich tam wiedząc,
że wszyscy zginą.
Nie ma ucieczki od teorii spiskowych, które jak hieny i kruki
czekają na każdy jeden błąd historii.
Ale dlaczego? Bo tak jesteśmy ukształtowani.
Gdy w latach osiemdziesiątych w ramach pewnego projektu dotyczącego
budowy sztucznej inteligencji do komputera zaczęto importować dane
encyklopedyczne, na podstawie których program miał wyciągać
logiczne wnioski, otrzymano między innym takie stwierdzenie:
„Większość ludzi, to ludzie sławni”. No tak. Taka była
jakość danych (encyklopedia), to taki musiał być wynik.
A my? Oglądając filmy szpiegowskie, sensacyjne, kryminalne,
thrillery, filmy o sensacjach historycznych, nabywamy pewnego
odruchu. Myśląc o władcach tego świata myślimy o postaciach z
filmów, książek i gier, które nie podlegają normalnej dynamice
życia, lecz są komiksowymi bohaterami podlegającymi jedynie
regułom budowania fabuł. Nie ma kryminału, w którym okazałoby
się, że ofiara udławiła się przypadkiem wykałaczką – zawsze
za tą wykałaczką stoi wyrafinowany morderca. Bo reguły gatunku
nie pozwalają na nic innego. Nikt nie chciałby przeczytać już ani
jednej książki autora, który prowadziłby czytelnika przez
kilkaset stron śledztwa, by ujawnić prawdę, o przypadkowej śmierci
ofiary. James Bond zmaga się z ogólnoświatową organizacją
SPECTRE, a nie z wadliwymi pasami bezpieczeństwa, usterkami
fabrycznymi, czy zwykłym pechem. Przypadek nie jest tym, co kieruje
losami postaci w tych fabułach. Czy zdajecie sobie sprawę, że to
nie są ludzie? Że to postacie filmowe, których nie uciska pęcherz,
gdy wypiją zbyt dużo kawy? W przeciwieństwie do nich nasi politycy
są ludźmi. Chodzą do toalety, odczuwają głód i irytację, która
mu towarzyszy. Ulegają wypadkom. Czy uwierzylibyście w przypadkową
śmierć Dalaj Lamy, który udławiłby się wykałaczką? Czy z
miejsca oskarżylibyście rząd ChRL?
Co dalej? Pomyśl o Chapmanie zabijającym Lenona w 1980 roku,
pomyśl o samolocie rozbitym w Smoleńsku w 2010 roku, pomyśl o
zagubionym mózgu JFK. Pomyśl o epidemii, która wybucha w Wuhan w
2019 roku.
Głoszenie teorii spiskowych nie oznacza, że głoszący jest
bystrzejszy od innych. Wręcz przeciwnie. Oznacza, że głoszący ma
zbyt ograniczoną wyobraźnię, by wyjść poza literackie i filmowe
schematy narracyjne oraz oszacować rolę, jaką pełnią miliardy
zmiennych życiowych, z którymi mamy na co dzień do czynienia. Jak
w „Przypadku” Kieślowskiego, gdzie dwie drogi życia rozdzielone
są tylko drobnym zdarzeniem, jakim jest spóźnienie się na pociąg.
Ale film Kieślowskiego jest jeden, a sensacyjnych thrillerów –
tysiące.
Czy już wiesz, dlaczego nie znasz spiskowej teorii dotyczącej
zamachu na Churchilla w styczniu 1942 roku? Bo całkiem przypadkowo
„na szczęście nawalili”.
Komentarze
Prześlij komentarz