Wieczór mankietów
Obiecałem
Ci już dawno temu (pośród wielu tematów, które obiecałem)
opowiedzieć o zjawisku, które pięknie uchwycił duet autorski
Jorge Luisa Bogesa i Adolfo Bioy Casaresa w opowiadaniu „Gradus ad
Parnassum”, a które dla swojej wygody nazwę „nocą mankietów”, co z kolei jest parafrazą pewnego fragmentu wymienionego
tekstu (w oryginale był „wieczór mankietów”).
Opowiadanie
„Gradus ad Parnassum” pochodzi ze zbioru „Kroniki Bustosa
Domecqa”, o którym miałem już okazję opowiadać. Każda
nowelka stanowi tam wspaniałe, pełne ironii opisanie doprowadzonego
do absurdu jakiegoś pomysłu sztuki awangardowej. A przy tym
opowiadania są zabawne i – co najpiękniejsze – prawdziwie
inspirujące.
Nieobecnym
bohaterem tego utworu jest świeżo zmarły poeta Santiago Ginzberg.
Narrator wspomina najpierw pierwszy poemat pt. „Goździki dla
ciebie i ja”, w którym znajduje się taki dwuwiersz:
Na
rogu zebrali się przyjaciele
wieczór
mankietów w oddali umyka.
J. L.
Borges i A. B. Casares „Gradus ad Parnassum”
No i
pięknie. Poezja awangardowa, zderzenia znaczeń, taka sytuacja. I
znów zacytuję tu oryginał, który najlepiej mówi sam za siebie:
Problem
pozostałby w lesie, gdyby nie działalność niżej podpisanego,
który między północą a świtem wygrzebał w pliku papierów
notes zapisany ręką samego Ginzberga (…)
Ostrożnie
zmierzamy do przodu. Mankiet
znaczy według słownika: „Część rękawa, najbliższa przegubu,
zwłaszcza od strony wewnętrznej i od podszewki”. Nie zgadza się
z tym Ginzberg. We własnoręcznych zapiskach proponuje: „Mankiet
określa w moim wierszu wzruszenie melodią, jaką słyszeliśmy
kiedyś, po czym zapomnieliśmy i przypominamy ją sobie po upływie
lat”.
J. L.
Borges i A. B. Casares „Gradus ad Parnassum”
Nie
mamy szans z takim autorem. Najmniejszych.
Spójrz
na to od strony języka jako narzędzia komunikacji. Słowo mankiet
zostało w umowie społecznej, jaką jest język, przypisane do
pewnej części odzieży. Czytając zdanie w którym pojawia się
słowo mankiet próbujemy dopasować go do kontekstu, lub raczej
odtworzyć kontekst znając pierwotne znaczenie. Podobnie jak słowo
kołnierz, które także oznacza pas materiału obrębiający
otwór odzieży, w którym znajduje się szyja, może znaczyć
zakończenie rury obrębiające jej wylot w sposób umożliwiający
jego mocowanie do innego fragmentu instalacji. Jest tu pewne
podobieństwo które nawet osobie nie szkolonej z zakresu hydrauliki
czy pneumatyki pozwoli zrozumieć w lot czym jest kołnierz rury
jeśli zna słownikowe znaczenie ododzieżowe. Czytając o wieczorze
mankietów osadzonym w
kontekście towarzyskim (słowo przyjaciele
wieńczy poprzedni wers) popróbujemy sobie wyobrazić cokolwiek
poetycką scenę ubranych w koszule ludzi, którzy żegnają się
kończąc jakiś etap nocnej zabawy. Mankiety mogą być wskazaniem
na ich elegancki ubiór… No
ale już możemy sobie przestać to wyobrażać, bo oto okazuje się,
że autor nadał słowu mankiet
zupełnie inne, nieintuicyjne znaczenie, po czym zapisał je w
notesie i schował. Komunikacyjną funkcję języka szlag trafił.
Czy
to źle? Spółka Borges&Casares w tym opowiadaniu opisuje także
następne etapy twórczości, gdzie „Trzcinka na rogu”
i „skrzynka nałogu” zostają zaakceptowane jako synonimy przez
Ginzberga, a potem pojawiają się w jego twórczości słowa wcale
dotąd nieobecne w słowniku, za to posiadające swoje znaczenie dla
samego autora. Znaczenia, którymi się rzecz jasna nie podzielił,
lecz skrupulatnie zapisawszy je
w notesie pieczołowicie notes ten ukrył pozostawiając czytelników
z niepojętymi neologizmami w rodzaju nocomoco, jabuneh,
czy też grugnó.
Tekst przestaje być środkiem komunikacji, staje się testem
Rorschacha. Czy to źle?
To
zależy. Gdy nie musimy nic komunikować, to możemy się pochylić z
zaciekawieniem nad „Finneganów trenem” J.
Joyce’a,
czy poematem „Jabberwocky”
L. Carrolla. Tu nam wolno
wyobrażać sobie dowolnie wygląd Dżaberłaka
i snuć fantazje jak wygląda psztowie.
Ale gdy chcemy przekazać precyzyjnie informację, musimy używać
wspólnego słownika. Przykład? Nie dopuszczam myśli, że zamówione
przez internet wkręty o łbach stożkowych,
staną się w dostawie śrubami o takich łbach, tylko dlatego, że
sprzedawca twierdzić będzie, że on sobie nazywa śruby wkrętami,
bo jedno i drugie mocuje się kręcąc.
Nie wyobrażam sobie, że zamawiając
w restauracji smażonego pstrąga
dostanę bukiet gotowanych warzyw, bo tak sobie szef kuchni umyślił
nazywać warzywa. Że
opowiadam absurdy? Nikt tak nie robi? A nie znasz przypadkiem ludzi,
którzy używają słowa bynajmniej
w funkcji słowa przynajmniej?
Dla przypomnienia:
bynajmniej:
zupełnie, wcale, ani trochę (…)
Słownik
języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego
(https://sjp.pwn.pl/doroszewski/bynajmniej;5415671.html,
dostęp z dnia 28.06.2020 r.)
przynajmniej:
wyraz podkreślający to, na czym mówiącemu szczególnie zależy,
co uważa on za minimum konieczne w jakiejś sytuacji; (…)
Słownik
języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego
(https://sjp.pwn.pl/doroszewski/przynajmniej;5486662.html,
dostęp z dnia 28.06.2020 r.)
Celowo przywołuję Doroszewskiego, bo jest mniej precyzyjny niż obecny Słownik Języka Polskiego, bardziej potoczny.
Posługiwanie
się słowem bynajmniej
jako zastępnikiem przynajmniej
jest dosłowną implementacją nocy mankietów.
A to, że coś tam rozumiemy z kontekstu, że to bynajmniej nie o
bynajmniej chodziło,
lecz o to drugie pojęcie, to że swoje notesiki z prywatnymi
słownikami publikują i się nimi wymieniają, nie jest żadnym
usprawiedliwieniem.
Tłumaczeniom
różnych ludzi, którzy próbują usprawiedliwić swoje maniery
językowe tym, że można te wyrazy zamieniać, bo „pierwotne
znaczenie słowa
bynajmniej mało kto
tera zna”, bo „wszyscy tak mówio”, bo „słyszałem,
jak w radiu tak mówili, to znaczy, że tak teraz jest”,
mam do powiedzenia tylko jedno:
Bynajmniej.
Mankiet w swej postaci zgodnej ze słownikiem. Pic rel |
Komentarze
Prześlij komentarz