Good Ole Vampyres – wieczór drugi: pasożyt
Czy można potraktować
wampira jako tasiemca?
Choć trzeba przyznać,
że częściej – przynajmniej w pierwszej powieści cyklu – autor
porównuje wampira do monstrualnej pchły. Ale chodzi mu o porównanie
zachowań, pchlego i wampirycznego łaknienia krwi.
Mowa o cyklu
„Nekroskop”, pióra Briana Lumleya, jednego z bardziej płodnych
autorów horroru u schyłku XX wieku. Cykl „Nekroskop” obejmuje
siedemnaście powieści podzielonych na podcykle o dość nierównym
poziomie wykonania. Co do jednego wszyscy się zgadzają: najlepszy
jest pierwszy podcykl, określony nazwą główną, czyli
„Nekroskop”. Od pierwszego tomu obserwujemy zmagania tytułowego
nekroskopa, Harrego Keogha, z wampirami, które to zmagania
nabierają rozmachu z każdym kolejnym tomem. Zaczyna się od
konfrontacji z młodym, świeżo zwampirzonym rumuńskim (wołoskim,
jak zwykł sam siebie nazywać) nekromantą na usługach KGB, a potem
napięcie wzrasta, by w trzecim tomie odsłonić bramę do świata, w
którym władają wampiry i przez którą to bramę... wyrzucają do
naszego świata banitów. I tu dopiero akcja się rozkręca. W piątym
tomie, gdy sam Harry jest już kimś innym niż w pierwszej powieści,
a jego rodzina jest też na swój sposób „odmieniona”, spotykamy za to taką postać, przy której cała wampirza
oligarchia Świata Za Bramą jest stadkiem sfrustrowanych, lecz w
gruncie rzeczy niewinnych, nastolatek. I mimo wszystko wydaje się, że autor panuje
nad tą rozwijającą się spiralą koszmaru, gdyż za drugą lekturą
cyklu natknąłem się w pierwszej powieści na jedno zdanie
zapowiadające to spotkanie z piątej części. Ale dopiero znając
powieść „Roznosiciel”, zorientowałem się jak daleko Lumley
projektował swój cykl.
Jakby
na boku winienem jest objaśnienie tytułu. Otóż nekroskopem autor
nazywa osobę, która rozmawia ze zmarłymi. Zmarli przypominają
nieco czeredkę poczciwych duchów z „Rodziny Addamsów”, z tym,
że nie śmieszą, lecz stanowić mogą śmiertelne niebezpieczeństwo
dla tych spośród żywych, których nie lubią. Lub którzy nie
lubią Harrygo Keogha - pierwszego człowieka w historii
rozmawiającego ze zmarłymi jak z przyjaciółmi. W pierwszej powieści jest
postawiony w opozycji do nekromanty, jako postaci, która przemocą
wydziera wiedzę z wnętrzności zwłok, co sami zmarli odczuwają
jako połączenie gwałtu i rozboju.
Ale
– do wampirów.
Wampiry
są u Lumleya pasożytami pokrewnymi pijawkom, które pędząc podły
i prymitywny żywot w bagnach Świata Za Bramą łączą się ze
swymi nosicielami zwiększając ich siłę, kondycję,
długowieczność, żądze i wyposażając w poboczne zdolności, jak
hipnoza, czy panowanie nad kształtem ciała. Nie bez znaczenia jest
fakt, że pasożyt umożliwia niemal nieograniczone możliwości
regeneracyjne. To, co my rozumiemy pod pojęciem wampir,
to człowiek będący nosicielem.
Sam wampir, pasożyt, mieszka wewnątrz organizmu ludzkiego
rozrastając się w nim niczym grzyb. Czasami go widać, zwłaszcza,
gdy ciało nosiciela zostaje zniszczone, lub silnie uszkodzone. Tak
jak to wynika z opowieści Ladislau Giresci, który obecny był przy
śmierci Faethora Ferenczy w czasie bombardowania podczas drugiej
wojny światowej:
Powiedziałem,
że dojrzałem coś we wnętrzu ciała tego człowieka. Rzeczywiście!
Przez chwilę mignęło mi to... Myślałem, że wzrok nie zawodzi.
Zresztą — zobaczyliśmy się nawzajem jednocześnie. Wtedy, to coś
zaczęło się kurczyć i znikać wśród wnętrzności. A może...
po prostu, wyobraźnia podsunęła mi ten obraz. Wtedy pomyślałem,
że dojrzałem jakby ośmiornicę o wielu ruchliwych mackach. Ale
dlaczego te macki były większe od normalnych ludzkich organów. To
była wielka wić, oplatająca mięsień serca!
(…)
Pamiętasz,
przyłożyłem marynarkę od odkrytych wnętrzności. Niewidzialna
siła ujęła ją od dołu, rozerwała i rzuciła w dwóch płatach
pod sufit. A potem, drgająca, dzika oślizgła macka — obrzydliwe
cielsko wypełzło z brzucha. Miotała się, szarpała w potwornym
bólu, szukając czegoś.
Sunęła po podłodze,
dokładnie sprawdzając płonący pokój. Wskoczyłem na krzesło i
przykucnąłem na nim przykuty strachem. Widziałem, jak gniją
resztki korpusu, sypią się kości — pozostał tylko pył. Macka
stała się ociężała, wróciła do miejsca, gdzie jeszcze przed
chwilą leżało ciało, do prochu, do pyłu.
B.
Lumley „Nekroskop”
Jeszcze
bardziej widowiskowa jest „pierwsza” śmierć Borysa Dragosani:
Dragosani
umierał.
Szyja
pogrubiła się, szarą twarz oblała purpura i błękit: Wampir
wycofał się z mózgu, uciekał z wewnętrznych organów, odrywał
się od nerwów. Przybrał kształt pijawki, przebijając się w
górę, do gardła, wypłynął ustami Dragosaniego z krwią i
śluzem. Nekromanta wypluł stworzenie na piersi, wielka pijawka
zwinęła się, płaska głowa zakołysała się jak u kobry. Purpura
krwi byłego żywiciela ściekała na podłogę.
B.
Lumley „Nekroskop”
A
jak można wampirem zostać? Przez ukąszenie? No nie do końca.
Główny mechanizm jest precyzyjny: każdy wampir ma jedno jajo,
które może przekazać temu potencjalnemu nosicielowi, który okaże
się go szczególnie „godny”. Jajo jest opalizującą kulką o
średnicy około centymetra, która przez skórę na karku wnika
najpierw do rdzenia kręgowego, a potem rozprzestrzenia się po
organizmie. Ktoś powie, że to dosyć kiepska strategia rozmnażania,
gdy jeden przedstawiciel gatunku może go przedłużyć tylko o
jednego kolejnego przedstawiciela. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że
obdarzony nieśmiertelnością drapieżnik nie może mnożyć się
bez opamiętania, gdyż naruszy równowagę biologiczną. Jest
jeszcze jedno ale. Czasami zdarzają się wampiry... samice. No a te
nie dysponują pojedynczym jajem. No i jeszcze mamy takich
quasiwampirów, jak Julian Bodescu, który nie będąc wampirem
„jajecznym”, lecz wampirzejąc przez dotyk pasożyta w okresie
prenatalnym, miał zdolności takie same jak wampiry właściwe.
Cały
cykl życia wampirów i meandry jego atypowości, wyjątków i
quasiwampirzenia jest u Lumleya dość dobrze przemyślany i nie
zostaje wylany na głowę czytelnika w jednym wykładzie, lecz
stopniowo jest odkrywany, niczym poprzez podnoszenie upiornej
kurtyny.
No
dobrze, to przejdźmy do konkretu. Jak się wampira pozbyć? Kołek?
Krzyż? Czosnek? Tu też autor ma bardzo skonkretyzowane, biologiczne
i fizyczne mechanizmy wampirocydu. Opowiem o nich w następnym
odcinku.
Komentarze
Prześlij komentarz