„Victor” to brzmi ironicznie (cz. 1)
Głupcem byłbym, gdybym
powtarzał za innymi, że Mary Shelley wymyśliła science-fiction
(SF). Natomiast należy potwierdzić, że jej „Frankenstein, albo
nowy Prometeusz” jest pierwszą znaną szeroko powieścią tego
nurtu.
Dlaczego SF, a nie
horror? Wszak „Frankenstein” spełnia podstawowy warunek
kwalifikujący go jako horror, to jest obecność potwora. Tak, jest
to potwór nawet w podwójnym sensie, czyli nie-człowiek powołany
sztucznie do życia, a w dodatku wielokrotny morderca. Ale biorąc to
pod uwagę również do horrorów musielibyśmy zaliczyć wtedy „Park
Jurajski”, czy biografie Pol Pota i Hitlera.
Chcę dziś poprzynudzać
o postaci tytułowej: Victorze Frankensteinie. Postaci, która
zdeterminowała klasyfikację gatunkową powieści.
Pomyśl: gdyby tylko
Frankenstein był alchemikiem, lub wręcz czarnym magiem,
przywołującym zwłoki do życia przez zaklęcia, inkantacje,
demoniczną pomoc, byłaby to zaledwie jedna z wielu powieści, które
wtedy tworzono na wzór „Zamczyska w Otranto”, czy „Mnicha”.
Ale Frankenstein jest naukowcem. Składa w jedno ciało fragmenty
innych ciał i uruchamia je, tak jak się uruchamia zegar, by ruchem
wskazówek imitował nam czas. To mechanistyczne podejście do
zagadnienia życia odróżnia Frankensteina od rabina Jehudy Loewa
ben Bezalela z Pragi, który lepi Golema i przywołuje go do życia
Pieczęcią Życia. Choć schemat zdaje się podobny: człowiek,
niedoskonałe stworzenie, lepi swoje stworzenie, niedoskonałe do
kwadratu i potem boryka się z problemem jego wymknięcia się spod
kontroli. Tak samo Golem, tak samo potwór Frankensteina, tak samo
Terminator i tak samo Wieża Babel, która pomieszała ludziom
języki. Ten sam archetyp zmagań z własnym tworem.
Mary nadała swojemu
bohaterowi imię Victor, co po łacinie znaczy Zwycięzca.
Jest bardzo uprawnione sądzić, że był to popis typowo
angielskiego poczucia humoru, zgoła zimnej złośliwości, które
jednak i nam nie jest obce, gdy Lem nadaje tytułowemu krążownikowi
imię „Niezwyciężony”, a na koniec swej powieści każe mu
zmykać z podkulonym ogonem przed rojem nieświadomych nanorobotów.
Podobnym „zwycięzcą” jest Frankenstein, który odnosząc mały
tryumf nad śmiercią, odwracając jej proces, wywołuje kaskadę
zdarzeń śmierć rozsiewających. Ostatecznie przegrywają wszyscy.
Raczej pasowałoby mu imię Apollo (gr. Apollyon
to Niszczyciel).
Dobrze,
ale dlaczego Mary Shelley nie pozwoliła być Frankensteinowi ponurym
czarnoksiężnikiem, a kazała być naukowcem? Bo była dzieckiem
swoich oświeceniowych czasów? Na pewno tak. Ale czasy oświeceniowe
właśnie się „przejadały” i zza winkla zaglądał już
romantyzm, którego pionierami byli jej mąż i jego narwani kolesie
w rodzaju lorda Byrona. Powiem więcej: Victor Frankenstein musiał
być naukowcem, gdyż jego pierwowzorem był jeden z największych
poetów romantycznych, prywatnie mąż Mary, Percy Shelley.
Znana
nam z ballady „Romantyczność” Mickiewicza opozycja
„szkiełko-i-oko vs. serce” nie jest wcale prostym wzorem na
odczytanie całego etosu romantyzmu światowego. Taki E. A. Poe był
jednym z prekursorów noweli kryminalnej, gdy w swoim „Złotym
żuku”, czy klasycznym „Morderstwie przy Rue Morgue” wskazuje
na naturalne przyczyny wydarzeń, które wydają się mieć
nadprzyrodzony charakter. Percy Shelley był ogarnięty pasją
naukową. Jego pokój w Oksfordzie zaścielały potłuczone retorty,
kolby i alembiki, a fascynacja racjonalizmem pchnęła go do
napisania słynnej „Konieczności ateizmu”, za którą z kretesem
wylano go z uczelni. Swoją drogą, sama ta pozycja, szczycąc się
byciem logicznym sylogizmem, więcej ma dziur we wnioskowaniu, niż
polska droga po zimie. Ale ciało pedagogiczne Oksfordu zbyt musiało
być dogmatyczne, lub niezbyt lotne, więc zamiast wykazać
genialnemu, acz roztrzepanemu studentowi luki w jego dowodzeniu, po
prostu relegowali go z uczelni. Tym samym utwierdzili go w
apostolacie ateizmu.
W
tym miejscu przerwę opowieść, by dokończyć ją za tydzień.
Opowiem o snach Mary, przedstawię więcej podobieństw między
Shelleyem a Frankensteinem, wspomnę, o czym słuchać mogła
młodziutka Mary przy helweckim kominku.
Komentarze
Prześlij komentarz