Masz wybór
Przy okazji pisania o
ekranizacji Rembrandta wspomniałem o tzw. „paragrafówkach” jako
literaturze nieliniowej. Zbiegiem okoliczności w internetowym
magazynie „Esensja” (to nie jest błąd) natknąłem się na
wywiad z panem Mikołajem Kołyszko, jednym z animatorów polskiego
nurtu literatury interaktywnej (z angielska zwie się jej produkty
gamebookami, lecz wdzięczny
byłbym, gdyby ktoś ukuł polski, krótki i zgrabny termin na te
utwory).
Zaczynając
od początku. Czym są owe gamebooki?
Najkrócej
mówiąc: są to książki podzielone na nieduże rozdziały, których
wybór i kolejność lektury zależy od decyzji czytelnika podjętych
w czasie aktualnie czytanego rozdziału. Ponieważ nie lubię takich
definicyj, gdyż strasznie przypominają mi awerroesowy problem z
komedią i tragedią, przytoczę fragment rozdziału 15 gamebooka
Beniamina Muszyńskiego pt. „Tło”:
Młodzieniec dostał
postrzał w bark, jego towarzyszka jest w znacznie gorszym stanie.
Gdy się odwraca, na jej płóciennej sukni widzisz trzy plamy krwi w
okolicach lewej łopatki. Nieco bełkotliwie stwierdza:
- Robotnicy za bardzo
dali się ponieść atmosferze... Wyszli na ulice... Straż...
Przerywa w pół słowa
i pada z łoskotem na podłogę. Wiedziony niejasnym przeczuciem
ryglujesz drzwi, dosłownie chwilę przed tym, jak ktoś próbuje je
otworzyć. Z zewnątrz dobiega Cię władczy okrzyk:
- Straż miejska,
otwierać! W tym domu schronili się wywrotowcy! Otwierać, bo
wyważymy drzwi!
Przerażony spoglądasz
to na nieprzytomną kobietę, to na drżącego spazmatycznie
siostrzeńca. Dla niego jest jeszcze ratunek, chociaż nie wiesz, czy
zapewnić go może straż, jeśli ją wpuścisz (64), czy raczej
któryś z technokratycznych popleczników (8) młodego mówcy. Przy
akompaniamencie wściekłego łomotania kolbami w drzwi podejmujesz
decyzję.
B.
Muszyński „Tło”
Co
się rzuca w oczy: narracja i alternatywa.
Narracja
jest drugoosobowa.
Nie wiem, czy jest to obligatoryjne w grach książkowych, zbyt mało
miałem z nimi do czynienia, lecz jest to najczęściej spotykane.
Och, narracja drugoosobowa, też mi coś, Stevenson w XIX wieku już
takie zabiegi uskuteczniał, a przecież jeszcze Calvino... – słyszę gdzieś po kątach. Możliwe.
Nie twierdzę, że to nowatorstwo. Ale narracji drugoosobowa
pozostaje tak egzotyczną, że nie naucza się o niej w szkołach
(wywołując wrażenie, że nie istnieje), a przede wszystkim nie ma
ona dziwić czytelnika, lecz go zaabsorbować. Narracja drugoosobowa
w czasie teraźniejszym jest najbardziej bezpośrednim sposobem
absorbowania uwagi odbiorcy (poza wykonaniem striptizu). Na
przeciwnym biegunie znajduje się bezosobowa i bezczasowa narracja
raportów i analiz, która skutecznie konkuruje z barbituranami o
prymat w leczeniu bezsenności. Te koszmarne zdania budowane w stylu:
„w ubiegłym roku zanotowano pięcioprocentowy wzrost
partycypujących w przedmiotowym przedsięwzięciu podmiotów, co jak
zaobserwowano przekłada się na całkowity obraz analizowanego
zjawiska w kontekście postrzegania jego globalnych celów”, są
nic nie wnoszącym bełkotem, z którego pozyskanie jakiejkolwiek
informacji wymaga wysiłku podobnego do analizy tekstów Kanta i
Derridy. W gamebookach jest prosto - „idziesz”, „widzisz”,
„domyślasz się”. Trudno bardziej bezpośrednio wpływać na tok
myślenia i uwagi czytelnika.
Czy cierpi na tym styl? Niekoniecznie. Choć prawdę mówiąc nie
napisał jeszcze gamebooka chyba nikt na poziomie Joyce'a, czy
Gide'a, to jednak sama forma narracyjna nie jest w stanie przekreślić
możliwości stylistycznych. Jest trudniej, gdyż nie ma wzorców.
większość dzieł literackich napisana jest w pierwszej lub
trzeciej osobie liczby pojedynczej i czasie teraźniejszym
Po
drugie alternatywa. Widać to w przytoczonym fragmencie. Pojawiające
się pod koniec liczby w nawiasach wskazują na rozdziały, które
należy przeczytać jako następne w zależności od wybranej
reakcji. Jeśli czytelnik otworzy drzwi – do 64. Jeśli
konsekwentnie będzie stawiał opór – do 8. Widać w tym miejscu,
że kolejne (fabularnie) rozdziały nawet ze sobą nie sąsiadują, a
o chronologii nie może być mowy. „To już było u Cortazara”,
ktoś powie. Nie potwierdzę. Nie miałem w rękach "62 Modelu do składania”.
Natomiast „Gra w klasy” tylko pozornie przypomina grę książkową.
Tak naprawdę fabuła jest liniowa. W wersji drugiej jedynie
wstawione fragmenty wpływają na interpretację tekstu.
Czy
zatem czytelnik staje ramię w ramię z autorem, by tworzyć
opowieść. Zdecydowanie nie. Czytelnik układa tylko fabułę tak,
jak mu umożliwił autor z elementów, które autor napisał.
Genialny czytelnik nie ułoży dobrej opowieści, jeśli autor był
grafomanem i nieukiem pozbawionym wyobraźni.
Tak
naprawdę literatura interaktywna kładzie jeszcze większy nacisk na
pracę autora, niż zwykła, literatura liniowa. Autor nie tylko musi
napisać tak naprawdę kilka opowieści o w miarę równym poziomie,
lecz w dodatku umiejętnie je podzielić i przepleść. Trudno jest
napisać dobrego gamebooka. Oczywiście może trafić się gniot
literacki rangi „Wojownika autostrady” (pamiętam, ile emocji
przynosiła mi rozgrywka, gdy jeszcze byłem nastolatkiem), czy
labiryntówka „Dreszcz”, lecz to już efekt występowania na
rynku gier. Tzw. grywalność przeważa i marginalizuje wartość
literacką. Lecz sam fakt istnienia na tym rynku przecież nie wyklucza zaistnienia dobrego tekstu. Ba, rzekłbym nawet, że z przyczyn zarówno technicznych, jak i historycznych - gamebooki to naturalna przyszłość literatury. Odchodzimy mediów biernie przyswajanych, jak kino, radio i telewizja, na rzecz interaktywnych - Web 2.0, portale społecznościowe, gry komputerowe. Powieści albo staną się interaktywne, albo trafią do małej niszy niczym malarstwo pejzażowe, którym nikt już masowo salonów nie ozdabia.
Dodatkowym atutem gamebooka, jest fakt, że mogą po niego wielokrotnie sięgać osoby, które nie kupują książek, gdyż czytają je tylko raz. „Po co mam czytać dwa razy to samo?”, pytają. W gamebooku nie muszą. Zamiast prostej, usypiającej szosy przemierzanej na fotelu pasażera mają labirynt ścieżek. I sami decydują, w którą skręcą.
Dodatkowym atutem gamebooka, jest fakt, że mogą po niego wielokrotnie sięgać osoby, które nie kupują książek, gdyż czytają je tylko raz. „Po co mam czytać dwa razy to samo?”, pytają. W gamebooku nie muszą. Zamiast prostej, usypiającej szosy przemierzanej na fotelu pasażera mają labirynt ścieżek. I sami decydują, w którą skręcą.
Idealnym
nośnikiem dla tego typu utworów jest wszelkiego rodzaju hipertekst:
HTML w naturalny sposób i PDF od czasu, gdy wprowadzono doń
mechanizm odnośników. Nie wypowiem się na temat formatów e-booków
„czytnikowych” (np. MOBI), gdyż ich jeszcze nie poznałem.
Wersja papierowa gamebooka obarczona jest koniecznością
szeleszczenia papierem po każdym, nawet niewielkim rozdziale. Swoją
drogą, u Cortazara to mnie też strasznie irytowało.
„Ale
czy to jest w ogóle literatura?” ktoś się żachnie. Tak. I tu
pozwolę zacytować sobie fragment wspomnianego wywiadu:
Tak
jak pingwin jest ptakiem (choć nie lata), a buddyzm religią (choć
nie porusza kwestii istnienia boga) – tak wszystkie gamebooki są
literaturą, niektóre świetną, niektóre gorszą. Z czym tu się
nie zgadzać? (...) Swojego czasu wielu krzyczało, że „jazz to
nie muzyka”, „rock’n’roll to nie muzyka”, „barok to nie
sztuka”, „Lovecraft to nie literatura” etc. etc. etc. „Swoje
zdanie” można mieć, ale nie zmienia to faktów. Innymi słowy:
choć nie umie latać, pływa w wodzie jak ryba, a kolorystycznie
przypomina podobno zakonnicę – pingwin jest ptakiem.
Mikołaj
Kołyszko
PS.
Dziś
mija dwudziesta pierwsza rocznica śmierci Angeli Carter, pisarki,
którą mogę postawić obok Borgesa, Cortazara, Marqueza i Dukaja.
Która znane schematy fabularne dzięki wręcz alchemicznym zdolnościom
przekształcała w świeże, nowe historie skłaniające do poważnych
refleksji. Mam nadzieję kiedyś jeszcze o niej opowiedzieć.
To jest właśnie ta gałąź literatury, która mnie obecnie najbardziej interesuje. "Wojownik autostrady" był traumatyczny. Dziś stoi na regaliku, bo nie mam innej gry książkowej w zasięgu ręki (możesz coś dobrego polecić?). I zdecydowanie zgadzam się, że w tę stronę naturalnie skłonią się utwory literackie w formie elektronicznej.
OdpowiedzUsuń"Dla niego jest jeszcze ratunek, chociaż nie wiesz, czy zapewnić go może straż, jeśli ją wpuścisz , czy raczej któryś z technokratycznych popleczników młodego mówcy. Przy akompaniamencie wściekłego łomotania kolbami w drzwi podejmujesz decyzję."