Gdyby tylko Akwinata wiedział...
Tukidydes
spychający nas na krawędź konfliktu nuklearnego nie wyczerpuje
problemów tłumaczeń z języków martwych. Klasycznym tego
przykładem jest niekończący się proces tłumaczenia Starego
Testamentu. Czasami wydaje mi się, że muzułmanie mają rację, gdy
twierdzą, że należy raczej uczyć się arabskiego, niż tłumaczyć
Al-Quran. Na przykład w Księdze Rodzaju już w drugim wersie
trafiamy na minę w postaci frazy tohu
wa bohu.
O ile wyraz wa
oznacza spójnik „i”, to pozostałe wyrazy tak ślicznie się
rymujące nie występują nigdzie poza tym wersem. Wariant nadający
znaczenie „chaos i nieład” jest pewnego rodzaju wariantem
optymalnym, w sensie „nic lepszego na razie nie odkryliśmy, więc
przyjmijmy, że to właśnie oznaczają”.
Gorzej,
gdy przejdziemy do Księgi Wyjścia i tam w rozdziale trzecimi
czternastym wersie lokator gorejącego krzewu przedstawia się jako
'ehjeh
'aszer 'ehjeh,
znane w naszym tłumaczeniu jako Jestem
Który Jestem.
Wspaniałe. Doskonale rozumiem św. Tomasza z Akwinu, który rozsnuł
całą szkołę scholastycznej metafizyki wokół tego zdania. Można
je kontemplować godzinami, ba, dniami! Ale nie o to chodzi.
Ostatnio, rozgryzając zawiłości języka hebrajskiego, uczeni
postawili hipotezę, że Bóg w tym zdaniu po prostu wymigał się od
odpowiedzi na pytanie Mojżesza. Tenże, jak przystało na prostego
człeka epoki wczesnego brązu, zapytał z którym to bogiem ma do
czynienia. Z Egiptu znał już kilku – mieli imiona, przydomki,
drzewa genealogiczne i wszytko, co szanujące się ówcześnie bóstwo
mieć powinno. Tymczasem Bóg nie chce być nazywany, mówi coś w
guście „Moje imię nie gra roli”. Ówczesny język nie miał tak
rozwiniętego aparatu pojęciowego i słownika, by móc to wyrazić
inaczej. Zapisano tak jak potrafiono. Skądinąd szczerze powątpiewam
w to, że Bóg mówił do Mojżesza po hebrajsku. Bóg przekazywał
informację,
Mojżesz ubierał ją w słowa jak potrafił, św. Tomasz odczytywał
słowa Mojżesza jak potrafił. Taki wariant zabawy w „głuchy
telefon”.
Ciekawe
co by Akwinata powiedział, gdyby mógł usłyszeć, że jego
metafizyka, która stanowiła jeden z kamieni węgielnych filozofii
europejskiej, zbudowana została wokół nieporozumienia. Aż mi się
przypomina zakończenie nowelki Borgesa pt. „Teologowie”.
Opowiadanie zaczyna się od opisu najazdu Hunów na bliżej nieokreślony klasztor, czego konsekwencją jest między innymi spalenie biblioteki. W jej zgliszczach jednak ocalał fragment Platona, w którym autor naucza, iż w końcu czasów wszystkie rzeczy odzyskują swoją postać i on znów wykładać będzie tę ideę w Atenach przed tym samym audytorium. Księga ta została jako jedyna ocalona otoczona czcią i stała się zarzewiem herezji monotonnych, zwanych pierścienistymi, którzy twierdzili, że historia się powtarza. Nie wiedzieli, że Platon po to sformułował ten pogląd, by go w następnych częściach swego traktatu obalić. Dwóch teologów - Aurelian i Jan z Panonii - konkurujących o prymat swej myśli napisało traktaty potępiające herezję, z których janowy został wybrany jako oficjalna odpowiedź Kościoła. Rzecz jasna drugiego skazało to na męki zazdrości. Toteż gdy wybuchła kilka lat później inna herezja, histrionów, którzy wierzyli, że przez niegodziwości i cierpienie na tym świecie dostąpią świętości i ulgi w przyszłym, Aurelian znów postanowił napisać refutację teologiczną piętnującą błędne poglądy. I dziwnym zbiegiem okoliczności okazało się, że słowa traktatu Jana przeciw monotonnym wpisują się w nową herezję. Aurelian delikatnie zadenuncjował Jana pisząc, że inny uczony mąż wyznaje takie poglądy. Oczywiście musiał zeznać inkwizycji kto zacz i Jan spłonął na stosie. Aurelian snuł się obrzeżach znanego świata i znalazł śmierć w czasie burzy, gdy od pioruna spłonął leśny szałas, w którym teolog mieszkał. Zatem zginął podobnie do swego konkurenta. I tu następuje interesujący nas fragment, który pozwolę sobie przytoczyć:
Niewykluczone, iż należałoby powiedzieć, że Aurelian rozmawiał z Bogiem i że On tak mało interesuje się sporami religijnymi, iż wziął go za Jana z Panonii. Jednak to sugerowałoby jakiś zamęt w boskim umyśle. Właściwsze będzie twierdzenie, że w raju Aurelian dowiedział się, iż dla niezbadanego bóstwa on i Jan z Panonii (...) stanowią jedną osobę.
J. L. Borges "Teologowie"
Żadne
zdanie Borgesa nie marnuje się. Na początku wspomina, że bogiem
Hunów był bułat z żelaza, a na końcu okazuje się, że bogiem
teologów były księgi – równie kiepski to bóg jak i ten
żelazny. Bóg, którego spotkał Aurelian po śmierci, nie przyklasnął
mu za przyczynienie się do spalenia Jana z Panonii. Nic dlań nie znaczył ten spór doktrynalny narosły wokół zgliszcz biblioteki. Nawet można się
pokusić o wniosek, iż jedyne co Attyli można zarzucić, to tyle,
że nie dopalił wszystkich ksiąg do końca. To bardzo przewrotny
wniosek, skoro formułuje go ktoś, kto uważa Li Sy za jednego z
największych zbrodniarzy w dziejach. To oczywiście jest jeden z wniosków lektury Borgesa, ten odpowiadający na potrzeby niniejszego posta.
Czy
to jednak argument za tym, by zwątpić w Pismo Święte i wszystkie
księgi objawione? Wszak może się okazać, że wszystkie, lub
przynajmniej większość, objawień i słów natchnionych spisanych
w martwych językach jest obarczonych mniejszym lub większym błędem
tłumacza i interpretatora.
Uważam,
że nie powinno to stanowić problemu ważącego na czyjejś wierze.
Osoby, które dosłownie biorą księgi objawione, to ludzie o
płytkich umysłach. Kreacjoniści i fundamentaliści religijni nie
rozumieją jak działa język,
jak przebiega komunikacja, czym jest sformułowanie informacji przez
nadawcę, a czym odczytanie jej przez odbiorcę. Ludzie, którzy
chronią literę,
zamiast kontemplować ducha
tekstu, zarzynają go. Boga nie należy szukać w tekście. Musiałby
bowiem Bóg być wynikiem semiozy. Zjawiska naturalnego. Dlaczego nie
fotosyntezy? Bóg jest sprytny. Potrafi przemycić informację niczym
gryps więzienny pomimo
zjawiska semiozy,
ale do tego potrzeba otwartości na Jego Słowo.
Następnym krokiem tych rozważań musiałaby być analiza dwóch książek Philipa K. Dicka: "VALIS" i "Boża inwazja". I obiecuję uczynić to wkrótce, gdy tylko odzyskam władzę nad swoim księgozbiorem.
Komentarze
Prześlij komentarz