Opowieści alternatywne
Czym jest historia alternatywna, tego nie muszę chyba tłumaczyć.
Dla porządku wspomnę tylko, że nazywamy tak opowieści w której
znane nam dzieje potoczyły się inaczej niż znamy to z historii.
Dobrymi przykładami mogą być „Człowiek z Wysokiego Zamku”
Philipa K. Dicka, wspominany przeze mnie tu „Gotyk”
Jacka Dukaja, czy moje „Kolibry w labiryncie”, jeśli komuś
chciało się je czytać.
Sprawa
jest czysta: mamy historię i zastępujemy ją fabułą. Wszyscy to
akceptują. A jeśli fabułę (np. homerycką „Iliadę”)
zastąpimy inną fabułą? Na przykład taką, w której Hektor
pokonuje Achillesa? Achajowie przegrywają i muszą zmykać jak
niepyszni do swoich kamiennych domów? Dziwne?
Czemu? Wróćmy do źródłowej
definicji: historia alternatywna to taka, gdzie historię zastępujemy
fabułą. Ale należy zwrócić uwagę na posługiwanie się
pojęciami, jak tego uczy się na pierwszym roku historii: „dzieje”
to szereg faktów, które faktycznie miały miejsce, zaś „historia”
to opowieść o nich, fabuła, która wynika nam z łączenia
tych faktów w ciągi przyczynowo-skutkowe i znaczeniowe. Czyli
historia alternatywna to taka, w której oficjalną fabułę
zastąpimy inną fabułą. Dlaczego nie mielibyśmy opowiadać tak
innych fabuł?
Pomyśl o kilku przykładach:
1. Drużyna Pierścienia forsuje
Przełęcz Karadhras i dociera do Pól Gladden, by dalej podążyć w
dół Anduiny. Gandalf nie ginie w walce z Balrogiem, nie dopuszcza
więc do rozbicia Drużyny Pierścienia.
2. Paul Atryda ginie w próbie Gom
Jabbar. Leto i tak obejmuje Arrakis w lenno, ale w wyniku zamachu nie
pozostaje przy życiu żaden z Atrydów i dalsza fabułą „Diuny”
jest opowieścią o zemście Thurfira Hawata przy współpracy
partyzantki Gurneya Hallecka i Duncana Idaho, który nie zginął (bo
nie miał w obronie kogo).
3. W
czasie podróży morskiej statek, którym podróżuje w swej trumnie
Drakula zostaje zatopiony przez krakena, a ciało wampira –
pożarte. W Atlantyku powstaje nowy potwór – krwiożercza,
gigantyczna ośmiornica…
Zresztą
wydaje mi się (bo specem nie jestem), że przeróżne multiwersa
komiksowe są już właśnie takimi alternatywnymi
liniami fabularnymi (np. Ziemia-616 i Ziemia-1610).
Po co ja o tym wszystkim piszę?
Mamy różne media, które mogą nieść fabuły: literaturę,
komiksy, film (animacje i filmy aktorskie), teatr, mamy nawet operę.
Jeśli weźmiemy na warsztat fabułę, na przykład tę wspomnianą
„Iliadę”, to ktoś przenoszący ją na ekran kinowy dokonuje jej
ekranizacji. Lub –
jeśli mu przyjdzie fantazja nie uśmiercać Hektora – kręci film
na motywach (książki | dramatu | sagi).
Jeśli odpowiednio zaznaczymy to na wstępie, nikt nie powinien mieć
pretensji, że Achilles przegrał z Hektorem, prawda? Co zatem poszło
nie tak z netfliksowym „Wiedźminem”? Już pierwszy sezon nie
trzymał się książek – zmarnowano między innymi wspaniały
potencjał opowiadania
„Granica możliwości”. Teraz oglądam drugi sezon i widzę jak
przetworzono fabułę innego
opowiadania, „Ziarna prawdy”. I nie mam pretensji. Słyszę chór
głosów pełnych oburzenia, że prawie
nic nie trzyma się tu książki.
Czy to źle?
Tak, jeśli wstawia się taki
tekst w czołówkę, jaki widnieje na załączonym obrazku: „na
podstawie książkowej serii
Andrzeja Sapkowskiego”. Nie, proszę państwa filmowców z Neflixa.
To nie jest „na podstawie”. To jest zwyczajne kłamstwo.
Nie
wolno nazywać czegoś „na podstawie” („based
on”), gdy lista rozbieżności wygląda tak:
https://www.reddit.com/r/witcher/comments/rjd3be/fuck_it_i_decided_to_compile_a_list_of_every/.
Trzeba kliknąć w „Click
to see the spoiler”. Niestety, tekst jest po angielsku.
Nie jestem fanem sagi o
wiedźminie. Jak wielu starych pryków, którzy czytali opowiadania
Sapkowskiego drukowane jeszcze w „Nowej Fantastyce” nim wydano je
w postaci książki, uważam, że Sapek skończył się na Kill’em
All. Sagę zacząłem
czytać z wielkimi oczekiwaniami, przez co po paru tomach nudnej i co
najwyżej poprawnej fantasy, wyzutej z humoru i dekonstrukcji
baśniowych fabuł, co było znakiem firmowym i najlepszą częścią
prozy ASa, zniechęciłem się do czytania przed ostatnim tomem.
Puściłem całą tę fabułkę w niepamięć, przez co nie
mam teraz problemów z oglądaniem. Prócz zwyczajnego znużenia tym,
co się dzieje na ekranie.
Ale
stanowczo sprzeciwiam się używaniu słów „ekranizacja” i „na
podstawie” wobec tego serialu. Ekranizację, to zrobił Villeneuve
„Diuny”, a i tu uważam,
że garbiąca się Lady Jessica jest grubym odstępstwem od
książkowego ducha tej postaci.
Ale to, co serwuje nam
Netflix, jest co najwyżej
wariacją
wiedźmińską na temat sagi. I tylko tak da się sklasyfikować bez
robienia z języka panny negocjowanego afektu i tworzenia kolejnego Wieczoru Mankietów.
Fabuły
alternatywne – tak, nazywanie
ich opowieściami „na podstawie” - nie.
A co się pisze w komentarzu, kiedy zupełnie się zgadza z Autorem? Łapka w górę? ;)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą historie alternatywne to coś pieknego. Kiedy są dobrze zrobione (bez błędów merytorycznych), to mogą zwrócić uwagę na wiele elementów rzeczywistości oraz konteksty, o których nie myślimy na co dzień, bo przyzwyczailiśmy się, że "było tak, bo tak".
Wystarczy samo "zgadzam się" :) " Łapka w górę" wymusza socmediowe zabarwienie :)
UsuńHistorie alternatywne (czy do dziejów, czy do fabuł sztucznych) mogą być doskonałym poligonem warsztatowym dla autorów. I tak, uważam, że E. L. James oblała test koncertowo ;-) Ale to już wchodzimy w subtelne rozgraniczenia historii alternatywnych, uzupełniających i fanfików...