Konkluzja wujka Staszka #12: Pseudonimy

 
Ostatnimi czasy media próbowały zrobić szum wokół tego, że Carmen Mola, poczytna autorka kryminalnych powieści okazała się trzema mężczyznami.
   Oczywiście zawsze znajdzie się mało rozgarnięta feministka (Beatriz Gimeno), która zamiast przekuć tę sytuację na swój oręż („Patrzcie, trzeba trzech mężczyzn, by stać się jedną kobietą!”) to podnosi twitterowe larum, że padła ofiarą oszustwa, bo czytając sążniste wywiady była przekonana, że udziela ich kobieta.
   Spokojnie na to patrzę. Przypominam sobie Dominikę Stec i Jessikę Blair, które per saldo okazały się mężczyznami. Czasem lubię posłuchać piosenki „Poison” Alicji Cooper, którą Barnabas Collins w „Mrocznych cieniach” z 2012 roku nazwał „najbrzydszą kobietą w historii”. Nie widzę w tym problemu.
   Wujek Staszek też w tym problemu nie widzi. Mówi mi, że rozmawiał ostatnio z M. Cattelanem i zgodzili się, co do tego, że skoro dzieło jest w porządku, to dlaczego tożsamość artysty miałaby mieć znaczenie?
   – Ale rozmawiałeś z Cattelanem, czy z Gionim, jego impersonatorem*? – zapytałem.
   – O tym właśnie mówiliśmy – odparł wuje Staszek. – Jakie to ma znaczenie?

Carmen Mola (po prawej, w czerni) odbierający nagrodę w całej swej troistej okazałości (źródło)


* Więcej na ten temat pisałem w poście „Ars IV: Komediant” w punkcie szóstym: „Impostor”


Komentarze

  1. A czy wiemy, dlaczego panowie postanowili przyjąć postać kobiety? Znamy przykłady z dawnych czasów, gdy na przykład Konopnicka podpisywała się "Jan Sawa". Teraz płeć autora zwykle nie jest kłopotem przy publikacji literackiej. Skąd w takim razie pomysł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Teraz płeć autora zwykle nie jest kłopotem przy publikacji literackiej.”
      Niekoniecznie. Dlatego pani Joanne Murray zaczęła publikować pod pseudonimem J. K. Rowling, bo nie wiadomo było, czy żeńskie imię nie zepchnie „Harrego Pottera” na półkę z misiem Paddingtonem. Dlatego Zbigniew Wojnarowski publikuje swoje powieści jako Dominika Stec – bo romanse podpisane męskim mianem są uważane za mniej wiarygodne. W końcu „Na słoneczne południe” także napisała Florance Bell, a nie Florian Bell ;-P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wdowi post

Nim napiszesz post

Polak mały, sztuczka kusa

Wandalizm intelektualny

Śpiulkolot a sprawa polska

O wykręcaniu ludziom numerów

Accelerando

Pies imieniem Brutus

Paranormal Wilkowyje