Bańki pełne lemingów
Jesienią 2014 roku kanadyjska wersja serwisu iTunes w wyniku błędu
„opublikowała” rzekomy utwór Taylor Swift pt. „Track 3”
(„Ścieżka 3” lub „Utwór trzeci”, jak wolisz), którego
zawartością było jedynie osiem sekund białego szumu.
I pewnie nie byłoby o czym pisać, gdyby nie fakt, że bardzo
szybko utwór ten osiągnął czołowe miejsce na liście
najlepiej sprzedających się piosenek tamtejszej filii serwisu.
Sprzedających. Bo za prawo do jego wysłuchania należało zapłacić
ponad dolara. Pisano o tym dość dosadnie w Time,
w Altpress
i Slash Gear.
Niczym refren pojawia się refleksja, że fani TS kupią absolutnie
wszystko, co będzie sygnowane przez ich idolkę. No cóż, życie.
Nic nowego.
Zastanowił mnie jeden aspekt tego zdarzenia: Dlaczego fani
wybierali ten właśnie kawałek spośród kilku utworów, które
tamtego dnia się pojawiły (m. in. „Welcome to New York”,
opublikowany w tym samym czasie i znajdujący się na podium za
feralnym „Track 3”)? Dlaczego więcej pieniędzy spłynęło w
związku z ośmioma sekundami, które nie zawierało śladu głosu
piosenkarki? Czy fani zamknięci w informacyjnej i stylistycznej
bańce muzyki pop nagle zostali wystawieni na Nieznane, które ich
zachwyciło? Wydało im się świeże? Tak jak bohater „Człowieka
z Wysokiego Zamku” P. K. Dicka, który przez chwilę, przez wyrwę
w swojej rzeczywistości ujrzał nasz świat, w którym państwa Osi
przegrały wojnę? Nie twierdzę, że jest możliwe, lecz raczej że
niemal pewne, iż fani Taylor Swift nie mają pojęcia o całym
nurcie noise, jego stuletniej już tradycji wiodącej od L.
Russolo, przez K. Stockhausena do Masami Akity (znanego jako Merzbow)
z silnymi i wpływowymi odgałęzieniami, które wiążą się z
takimi zespołami jak SONIC YOUTH (we wczesnej odsłonie), SWANS,
przez całą plejadę zespołów z Amphetamine Reptile Records,
którzy łączyli amerykańską wersję punkrocka z czysto noise’owym
szaleństwem, po dzisiejsze produkcje WEEPING ICON.
Odrębnym tematem, na który wypadałoby poświęcić osobny post
jest „noise a sprawa polska”. Największym twórcą polskiego
noise’u przypuszczalnie jest nieżyjący już Zbigniew Karkowski,
który swego czasu współpracował ze wspomnianym Merzbowem. Ale to
już niestety historia. Co do obecnego stanu istnieje opinia, że
polska scena noise liczy sobie kilkanaście osób, które się ze
sobą wszystkie znają, bo to garstka artystów i ich dźwiękowcy,
ale to chyba nie jest do końca prawdą. Tak czy owak polecić mogę
na szybko inicjatywę Sygnał/Szum związaną z Płockiem.
Znajdujące się na marginesie niniejszego bloga banerki Heavy Sound Synthesis także prowadzą do jakichś tam produkcji związanych z
szeroko pojętym noisem (głównie z jego bardzie rytmiczną, czy
zgoła melodyjną odmianą).
Co zatem zaszło tej jesieni 2014 roku, gdy grupa fanów popu
rzuciła się na osiem sekund szumu? Czy nastąpiło przebicie bańki
informacyjno-kulturowej, w której wygodnie sobie żyli? Na pewno nie
na wielką skalę. Raczej była to chwilowa ekstrawagancja, po której
strumień lemingów wlał się na powrót w swoje dotychczasowe koryto. Ciekawym
ilu z nich odkryło dzięki temu nowe tereny? Ilu z nich dowiedziało
się, że istnieje taki ktoś jak Merzbow? Ilu odłączyło się od stada?
Jeśli przez hałas rozumiesz dźwięki powodujące dyskomfort, to
muzyka pop jest dla mnie hałasem.
Masami „Merzbow” Akita
(źródło)
|
Komentarze
Prześlij komentarz