Konkluzja wujka Staszka #10: ryby jako rodzaj warzyw
Zasadniczo nie wolno polować na zwierzynę za pomocą pułapek,
sideł i wnyk. Chyba, że chodzi o ryby. Wtedy wędki i sieci są w
porządku.
Zasadniczo post bezmięsny oznacza powstrzymanie się od spożywania
mięsa. Chyba, że chodzi o ryby.
Ryba, której greckie miano potraktować można jako akrostych
„Jezus Chrystus Boga Syn Zbawiciel”, nie była pokarmem
luksusowym w obszarze Morza Śródziemnego. Post to odmowa
zbytkownego pożywienia, więc w Palestynie, Helladzie i Italii ryb
nie obejmował. Cóż, że obecnie w tej części Europy to
niekoszerna wieprzowina zajęła rybie miejsce. Tam pościli rybami,
więc ryby są u nas – potocznie ujmując – „pokarmem
bezmięsnym”.
Do tego stopnia traktowane są jako nie-mięso, że kiedyś znajomy
wegetarianin zapytał koleżankę o zrobioną przez nią sałatkę,
czy nie zawiera mięsa. Odpowiedziała, że specjalnie dla niego nie
dała mięsa. Tylko tuńczyka.
Co do zasady ze zwierząt otrzymujemy mięso. Chyba, że chodzi o
ryby, to wtedy otrzymujemy coś w guście warzyw.
Jeśli kraby, kalmary, przegrzebki, ośmiornice i krewetki są zwane
„owocami morza”, to ryby są traktowane jako morza tego marchew i
buraki.
Tak, bawi mnie określenie "owoce morza", to zapewne konsekwencja naszej skłonności do eufemizmów, dzięki którym tuszujemy przykrą prawdę. Nikt na szynkę nie mówi "kawałek świnki". A "policzki wołowe"? Słyszę o nich ciągle w jakiejś reklamie i niemal widzę to wycinanie policzków, lejącą się krew, a nazwa taka niewinna i smakowita.
OdpowiedzUsuńpod tym względem Chińczycy są uczciwi. Nie jakaś "wieprzowina", a "mięso świni". I tak ze wszystkim.
OdpowiedzUsuń