Mnemozyne jest zamaskowaną Klio
Pamięć
jest zawodna. Borges napisał – a już nie pamiętam gdzie – że
pamięć jest wynalazcza. I nie można mu odmówić racji.
Spotkany
ostatnio kolega wytknął mi dwa błędy w moim poście ointerpretacji jako akcie woli czytelnika. Po pierwsze, że nie da się
zinterpretować tego filmu w jeden z podanych przeze mnie sposobów. A dokładnie nie można tego uczynić od momentu konfrontacji
Danielsa z doktorem Cawley’em, gdy grany przez Marka Ruffalo agent
Aule pojawia się dość znienacka w zupełnie nowej roli. A nawet
gdyby chcieć na to przymknąć oko, to jego skinięcie głową w
czasie rozmowy na schodach, na końcu filmu, dobija ostatnie
argumenty. No cóż. Niewykluczone, że ma rację. Gorzej z drugą.
Zarzucił mi, że na żywca przepisałem coś z niespecjalnie
rzetelnej recenzji pewnego znanego portalu filmowego. Spytałem co
niby takiego. Odparł, że Daniels i Aule nie byli agentami FBI. Ależ
oczywiście, że byli! Przedstawiają się jako agenci federalni,
nikt nie był w tym czasie agentem federalnym, tylko ludzie Hoovera!
No nie, spostponował mnie kolega, oni obaj przedstawiają się i
pokazują wyraźnie odznaki. I są to odznaki U. S. Marshals.
Mnemozyne, portret z pamięci (źródło) |
U.
S. Marshal Service to najstarsza amerykańska służba mundurowa,
powołana jeszcze w XVIII wieku w celu wykonywania czynności
sądowych: transportu skazanych, poszukiwania zbiegów oraz szeroko
pojętej ochrony świadków. W polskiej sferze kultury znani są jako
„szeryfowie”, takoż przedstawiają się w polskojęzycznej
wersji filmu „Shutter Island”. Niebezpodstawnie, gdyż to do tej
właśnie formacji należeli także ci słynni westernowi szeryfowie.
Ci historyczni zresztą też, żeby wymienić tylko Dzikiego Billa
Hickoka i Wyatta Earpa.
Dlaczego
zatem dokonałem mentalnego transferu szeryfów do federalnego biura
śledczego? Czy zmyliły mnie prochowce i kapelusze, tak bardzo
kojarzące się z… „Nietykalnymi” de Palmy? Tylko, że Eliot
Ness i jego ludzie także nie należeli do FBI, tylko Federalnego
Biura Prohibicji, podlegającego Departamentowi Skarbu. Ale co tam. W
Polsce i tak nie znamy ani tej organizacji, ani jej afiliacji, a i o
Kevinie Costnerze mawiają, że w tym filmie wcielił się w agenta
FBI. Ciekawe. Drapiąc się w zakłopotaniu po głowie uświadamiam
sobie, że w sumie jedynymi postaciami filmowymi, co do których w
tym momencie jestem pewien, że należeli do FBI, są agent specjalny
Cooper z „Miasteczka Twin Peaks” i załoga „Archiwum X”. Nie
świadczy to o szczególnym poważaniu FBI w świecie seriali.
Czemu
nakładam tak silne filtry na poznane fabuły?
Chciałem
swego czasu napisać post o najważniejszych fałszywych cytatach.
Rzecz jasna królowałby Bogart z papierosem w ustach mówiący „Play
it again, Sam”, którego wszyscy pamiętamy, choć słowa te nigdy
w „Cassablance” nie padły. Tymczasem sam sobie zgotowałem taką
samą pralnię mózgu i to dwa razy. Podnosząc wzrok na półkę z
książkami zastanawiam się, ile z nich pamiętam, a ile sam
zmyśliłem. Ile razy kłóciłem się z kimś o treść książki,
fabułę, bądź szczegóły filmu, choć tak naprawdę
konfrontowaliśmy jedynie blade wspomnienia utworów.
Jak
zatem mam wierzyć swoim własnym wspomnieniom? Ile, z rzeczy, które
pamiętam, wydarzyło się naprawdę? Czy jesteśmy jak filmowy agent
(szeryf) Daniels, który wyparł swoje traumy w postać spiskowej
teorii wyspy? Czy wyparcia i projekcje mogą nam tak bardzo
przesłonić świat? Jak zatem wierzyć własnym wspomnieniom?
Może
to jedynie posępne pajęczyny fikcji snutych przez blade pająki
mojej podświadomości?
Powiedz
mi gdzie ja wczoraj byłam
Czy
naprawdę stamtąd wróciłam
Powiedz
mi co tam się zdarzyło
Nic
nie wiem, może tylko się śniło
CLOSTERKELLER
„Iluzyt”
Komentarze
Prześlij komentarz