Ćwierć wieku później
Czy tak wygląda staczanie ku starości?
Dziś rano, jadąc do
pracy pociągiem, poczułem gwałtowny niepokój. Nie mogłem sobie
przypomnieć imienia Borgesa. Czarna dziura w pamięci, a po niej
nazwisko argentyńskiego mistrza. I przemożna potrzeba przypomnienia
sobie, aby udowodnić samemu sobie, że można pokonać erozję
pamięci, że to przypadkowy kiks mózgu, a nie ordynarna skleroza.
Zatem nie wprost. Zatem bibliotekarz z „Imienia Róży”.
Niewidomy Jorge z Burgos. Jorge!
Jakże zmyślnie
skomponowana jest ta postać, która zawiera cztery elementy
odnoszące się do Borgesa: imię tożsame, podobieństwo dźwiękowe
nazwiska do nazwy miasta hiszpańskiego (Burgos), ślepota, która
dotknęła Argentyńczyka u schyłku życia oraz biblioteka, której
idealny model Borges zapostulował, a Eco opisał jej parafrazę.
Piękna transpozycja J.
Borgesa na niewidomego bibliotekarza nie mogła być przez mnie
rozpoznana, gdy czytałem tę powieść po raz pierwszy, ćwierć
wieku temu. Nawet nie wiedziałem, że istniał ktoś taki jak Jorge
Borges. Czytałem „Imię róży” jako kryminał w
średniowiecznym sztafażu, z Giewontem skrytym nocą za oknem,
nieświadom piękna prozy Borgesa, odniesień literackich Eco, ani
tego, że moja ukochana mama przegrywa z nowotworem walkę o swoje
życie.
Tamta nadzieja słodsza
była od obecnej wiedzy. Widzenie przyszłości to straszny dar.
Komentarze
Prześlij komentarz