Dobór nienaturalny
Nie wspomnę kto, może Dawkins, wykoncypował równoległość zachowań genów i pewnych jednostek informacyjnych, które nazwał memami. Wskazał, ze jedne i drugie „walczą” o swoje nisze, które zapełniają samoreplikującymi kopiami. Aby wspomóc jakoś zajmowanie tych nisz geny konstruują sobie pewne opakowania, czy też wehikuły w postaci organizmów. Okazuje się, że wyższe organizmy urządzają sobie nisze na niższych organizmach (drapieżcy) a niższe – na wyższych (pasożyty). Ciekawe.
W memetyce jeszcze nie dorobiliśmy się takich klasyfikacji jak w biologii, ale dzięki tej ostatniej możemy już z daleka ujrzeć pewne prawidłowości.
Oto Adam Smith w swoim „Bogactwie narodów” odwołuje się do konieczności edukacji, argumentując, że naród edukowany mniej podatny jest na uniesienia i zabobon, który często ciemne narody zaburza.
Niby racja. Powszechność druku rozwiała pewne zmory, które motały ciemne zasłony wokół tak oczywistych rzeczy, jak przekaz Pisma Świętego. Gutenbergowi należy dziękować za to, że zabobon nie zdążył przeżreć wiary jak trąd. Ale z drugiej strony patrząc na E. L. James, N. Roberts, J. Collins i ich epigonów, to kwiat smętny w dłoni więdnie. Gdy przeanalizować zawartość brukowców i tygodników opiniotfurczych, to można byłoby zastanowić się, czy szczęśliwsi nie są ci, którzy ubodzy wiedzą nie posiedli umiejętności czytania.
Złe wiadomości, omamy i zabobony: „strać cellulit w pięć dni stosując dietę buraczaną”, „jajka podwyższają rakotwórczy cholesterol”, „wybuch gazu na squacie to porażka urzędującego premiera”, „uwaga: za trzy dni koniec świata!”. Oto nasze środowisko życia, które nie zaistniałoby, gdyby nie edukacja. Adam Smith by się zdziwił. A wracając do naszej biologicznej paraleli: wszy i pluskwy oblazły współczesną cywilizację niosąc śmiertelne choroby. I albo wreszcie wdrożymy zasady intelektualnej higieny, albo przypomnimy sobie, że przenoszona przez pchły dżuma jest chorobą śmiertelną.
Komentarze
Prześlij komentarz