96 kroków
Styczniowym przedświtem
cmentarz był jeszcze obszarem półmroku oprószonym mglistą
poświatą sodowych latarni, które pełniły honorową wartę
katowickich, bocznych uliczek.
Odmierzałem odległość
krokami. Naliczyłem ich dziewięćdziesiąt sześć.
Miejsce jego pochówku
można było było rozpoznać tylko dedukując je ze stosu wieńców
i podpisów na szarfach. Ponad nimi wznosiła jedynie ta część
czarnego pomnika, której nie harmonii nie zakłócały żadne
litery. Prawdziwy kurhan kwiatów okolony tłumkiem zniczy –
niektóre z nich tliły się jeszcze. Na małym cmentarzu wciśniętym
między cyklopową archikatedrę, szkołę podstawową o
architekturze „tysiąclatki” i przebrzydki kompleks Komendy
Wojewódzkiej Policji, przy centralnej alei, spoczęły doczesne
szczątki Wojciecha Kilara.
Dziewięćdziesiąt
sześć kroków dalej znajduje się inny grób. O ile grób Kilara
jest duży, wykonany z czarnego, gładkiego kamienia o silnie
podkreślonych kątach prostych, ten jest relatywnie nieduży, z
szarego kamienia, zdało mi się, że nieobrobionego. Surowego, lub
stylizowanego na surowy. Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że
przy okazji pogrzebu Wojciecha Kilara ten grób również zostanie
obsypany kwiatami. Myliłem się: jedynie trzy wiązanki kuliły się
w zimnym cieniu kamienia, w tym jedna podpisana: od burmistrza i
mieszkańców Zakopanego.
Dziewięćdziesiąt
sześć kroków. Taki dystans dzieli grób Wojciech Kilara od grobu
zmarłego ledwie trzy lata temu Henryka Mikołaja Góreckiego.
Dwa groby kryjące
prochy kompozytorów godnych wawelskiej krypty. No, ale ja wiem – w
królewskim grodzie, Krakowie, podaż na rynku nieruchomości jest
szeroko dyskutowanym problemem. Nawet tych nieruchomości
ostatecznych. Wszak przez ów kryzys prochy Sławomira Mrożka nie
dostały się ani na Wawel, ani na Skałkę. Trzeba było mu
przygotować osobne lokum w postaci świeżo wyremontowanej piwnicy u
świętych Piotra i Pawła, którą nazwano na tę okoliczność
Panteonem Narodowym. Ale dosyć już złośliwości. Wróćmy na mały
cmentarz w sercu Katowic.
Stojąc nad grobem
Henryka Góreckiego, a mając jeszcze w zasięgu wzroku grób
Wojciecha Kilara zastanawiałem się nad osobliwością tego miejsca.
Skryte jeszcze w półmroku dalej znajdują się groby Zbigniewa
Cybulskiego i Jerzego-Dudy Gracza. Prócz nich – cała plejada
ludzi, którzy bronili Śląska przed zniemczeniem. Ale nikt o tym
miejscu nie wie. Przesadziłem, że nikt. Ale mało kto. Nie pokazuje
się go w Dzień Wszystkich Świętych w telewizji. Nie kwestują tam
aktorzy. Wielcy ludzie leżą tam w wielkiej ciszy, którą opływa
strumień miejskiego życia. A nawet przez nią przepływa.
Zbliża się godzina
siódma.
Inną cechą tego
miejsca jest fakt, że alejki cmentarza przy ulicy Sienkiewicza służą
jako elementy miejskiego systemu ciągów pieszych. Chodniki.
Pospolite drogi przejścia trasy dom-szkoła, przystanek-praca i tym
podobnych relacji. O tej godzinie zaczyna się na głównej alei ruch.
Zakutane w kurtki, szaliki i czapki ciągną cienie młodych ludzi z
plecakami i starszych ludzi z torebkami i neseserami. Z obojętnością, a
właściwie brakiem świadomości, przechodzą koło mnie i grobów
wielkich kompozytorów. Może im się opatrzyło? Wszak przechodzą
tedy codziennie od kilku lat. Może po prostu nie wiedzą kim byli
Górecki i Kilar?
Bezrefleksyjnie, „pod
drodze”, zanurzeni we własnych myślach i zmartwieniach,
mimochodem przedreptują dystans dziewięćdziesięciu sześciu
kroków.
Komentarze
Prześlij komentarz