Odejście Baltazara
Wyszedłem wczoraj na
popołudniowy spacer. Włączyłem radio w komórce i nastawiłem na
„Trójkę”. Właśnie Adam Ferency zaczynał czytać jakiś
tekst. Po kilku zdaniach zorientowałem się, że czyta „Baltazara”,
autobiografię Sławomira Mrożka. I gdy skończył czytać,
egzaltowano-omdlewający głos pani Marcinik w niezwykle poważnej
tonacji przypomniał o informacji z przedpołudnia: w Nicei zmarł
Sławomir Mrożek. Aż stanąłem w miejscu. Prowadzony przeze mnie
pies zatrzymał się również i i zdziwiony obejrzał się – wszak
niespodziewane stawanie przy drodze było dotąd jego domeną.
Podobno ongi Kazimierz
Dejmek zapytany o kondycję dramatu polskiego powiedział, że póki
mamy Sławomira Mrożka, jest o polski dramat spokojny. K. Dejmek
odszedł od nas w Sylwestra 2002 roku, więc spokojny był do końca.
Teraz zacząłem niespokojny być ja.
Nie będę udawał, że
jestem Mrożka znawcą, czy że byłem z jego twórczością „na
bieżąco”. Przypadek zrządził, że kilka miesięcy temu do ręki
wpadł mi numer Dialogu, w którym opublikowano tekst najnowszej
sztuki Mrożka pt. „Karnawał, czyli pierwsza żona Adama”.
Dramat skromny, wręcz kameralny (choć u Mrożka nigdy nie było
rozbuchanej obsady i scen batalistycznych), zdał się po pierwszej
lekturze jakby... trochę nieporadny. Gdybym nie znał dorobku
dramatopisarza, gdybym się nie zaczytywał dotąd w potoczystości
jego dialogów, to pewnie byłbym pod wrażeniem. Ale miałem tu
wrażenie, że wszystkie postaci są jakieś małomówne, zamknięte,
tylko sygnalizują co mają do przekazania. Z następnego artykułu
dowiedziałem się, że Sławomir Mrożek w wyniku udaru mózgu
cierpiał na afazję. Afazja jest nie tyle utratą mowy, co utratą
zdolności posługiwania się słowami – dla pisarza to kalectwo
większe niż ślepota, czy utrata słuchu dla muzyka (choć van
Beethoven dobrze sobie radził nawet dyrygując, tyle, że wkurzał
muzyków orkiestry). Mrożek swoją słabość pokonał. Przybrał
pseudonim „Baltazar”, by odróżnić się od pisarza Sławomira
Mrożka, który odszedł wraz z udarem. Jako Baltazar napisał
autobiografię i właśnie „Karnawał”. Ten dramat jest mimo
swego deficytu retorycznego piękny. Dziesięć postaci, symbol na
symbolu, bez mała fresk do kontemplacji przecinających się
nawiązań, skojarzeń i refleksji. Stwierdziłem w duchu, że
pierwsza sztuka Mrożka po przyjściu do zdrowia jest zwiastunem
doskonałych, dalszych utworów. Niestety, okazała się ostatnim
jego dziełem.
Ciekawe jest dla mnie,
że wszyscy podkreślają, że „odszedł autor «Tanga»”.
Ciekawe ile osób kojarzy ten dramat i (w jakikolwiek sposób) go
rozumie. Mam nadzieję, że sporo. Osobiście uważam „Tango” za
jeden z dwóch najważniejszych dramatów powstałych w XX wieku (a
nie jestem wcale znawcą spraw Melpomeny). Drugim jest „Wizyta
starszej pani” Dürrematta.
Oba ukazują pewne mechanizmy, którymi likwiduje się humanizm,
każdy w inny sposób. U Mrożka to ukazanie nieubłaganego ciągu
przyczynowo-skutkowego: dekadencja – neoortodoksja – kryzys –
przemoc. I chciałbym to zobaczyć w dobrej adaptacji. Te, które
widziałem, zbyt trącą magazynem zakurzonych manekinów. Okazuje
się, że trudno zagrać archetyp. Bo to właśnie pisał Mrożek –
opowieści o zderzeniach archetypów, niczym nowoczesne tytanomachie
i gigantomachie. Każda postać, to symbol pewnej postawy, a Mrożek
pokazuje jej silne i słabe strony, przy czym zachowuje sporo
poczucia humoru. Pardon, zachowywał. Choć jako tzw. „autor
modelowy” żyje cały czas w swoich dziełach. Dla mnie też.
Odszedł
wielki twórca.
Requiem aeternam dona
eis, Domine:
et lux perpetua luceat
eis
To ja dołączę coś w tonie lżejszym. "Słoń".
OdpowiedzUsuńNiestety, zawsze aktualny.