Jak zaginano parol w czasach faraona
U Gogola czytamy o pewnym
typie charakteru ludzkiego:
Każdy człowiek ma
jakąś słabość; dla jednego tą słabością będą psy gończe;
(…) szósty jest obdarzony taką ręką, która czuje nadnaturalną
potrzebę, by złamać róg jakiemuś karowemu asowi albo dwójce,
(…).
M. Gogol „Martwe dusze”
Czytelnik nie znający
ówczesnych zwyczajów, w tym obowiązującego w towarzystwie kanonu
gier karcianych, może co najwyżej pomyśleć, że ma do czynienia z
obsesywnym wandalem, wręcz o przypadku nerwicy natręctw. Tymczasem
ma to ścisły związek z pojęciem zagiąć parol
i jest elementem gry w faraona.
Gra
w faraona popularna była dwa, try wieki temu w całej Europie – od
Zatoki Biskajskiej po uralski stoki, lecz obecnie uległa niemal
zapomnieniu. Jednak dzięki niezawodnemu internetowi możemy w każdej
chwili sięgnąć po opis gry, bez żmudnego szukania po zakurzonych
regałach bibliotecznych. I oto wpisując w gugla
hasło „faraon gra w karty” możemy dostać m.in. taki opis:
Faraon
– gra hazardowa, popularna w XVIII i XIX wieku. W Polsce pojawiła
się najprawdopodobniej za Augusta III, choć nie można wykluczyć,
że znana była nieco wcześniej, mianowicie u schyłku panowania
Augusta II. Niezwykłą popularnością cieszyła się w czasach
Augusta Poniatowskiego. Grać mogła w faraona dowolna liczba osób.
Gdy bankier wysypywał pieniądze na stół i tasował karty ci,
którzy chcieli przeciw niemu grać (zwano ich poniterami lub
pontyjerami) zajmowali miejsca przy stole każdy z własną talią.
Każdy też brał z niej kartę (jedną bądź więcej ilość nie
była ograniczona) i kładł ją przed sobą na niej zaś stawkę.
Karty, którymi grano przeciwko bankowi, zwane były „poniterkami”.
Skończywszy tasowanie, bankier odkrywał po kolei wszystkie swoje
karty kładąc pierwszą po prawej ręce, druga po lewej, trzecia
znów po prawe, czwartą po lewej- i tak aż do wyczerpania talii.
Karty, które znalazły się po prawej stronie, były wygraną banku,
te po lewej wygraną poniterów. Jeśli wiec ktoś położył przed
sobą siódemkę pik, a na niej dukata, zaś w talii bankiera
siódemka pik upadała na prawo – wówczas tracił swojego dukata;
jeśli jednak upadała na lewo wówczas bankier wypłacał graczowi
dukata. Reguła ta miała także wyjątki. Mianowicie karta ostatnia,
choć kładziona po lewej stronie wygrywała dla banku, a także,
jeśli zdarzyło się, że po obu stronach leżały karty tej samej
wartości tylko oczywiście innego koloru, zwało się to palija i
gracz, który normalnie byłby wygrał tracił na rzecz banku połową
swojej stawki. Kto wygrał w pierwszym ciągnieniu mógł zakończyć
grę, mógł grać od nowa na inną kartę ale mógł też
„parolować”. Jeśli parolował to zostawiał wygrane pieniądze
na karcie i załamywał jeden róg karty. Jeśli tym razem przegrał
tracił tylko początkową stawkę, jeśli wygrał podwajał kwotę
leżącą na karcie. W następnym ciągnieniu grał „set lewa”
łamiąc drugi róg poniterki i ponownie ryzykował utratę
początkowej stawki, wygrana oznaczała podwojenie sumy stawianej. W
ciągnieniu czwartym zaginał kolejny róg na znak, że gra „kenz
lewa”. Poniterki tak szczęśliwej mógł gracz użyć jeszcze
tylko raz, przy piątym ciągnieniu. Zwano ten rzadki przypadek
„trant lewa”- wynik gry niósł ze sobą takie następstwa jak w
ciągnieniach poprzednich.
Po co
nam taka wiedza o grze zapomnianej?
Po
pierwsze, by nie zapomnieć. Może w dzisiejszych czasach trudniej
będzie zorganizować turniej gry w faraona, gdyż po takim wieczorze
podłoga zasłana była taliami zniszczonych kart o załamanych
rogach, a każda talia to jakiś wydatek. Ale można zamiast łamać
róg,
na przykład kłaść jakiś żeton na oznaczenie parolu. Albo grę
uczynić komputerową. Ja nie promuję hazardu. Ja tu mówię tylko o
grze jako elemencie kultury.
Po drugie, by móc lepiej rozumieć co się dzieje w takiej powieści
jak „Martwe dusze”. Ta gra, nienazwana tam nigdzie faraonem (w
przeciwieństwie do nazwanego wprost wista), cały czas jest obecna
gdzieś w tle. Gdy Nozdriow nie chce sprzedać Cziczikowowi martwych
dusz, lecz o nie grać, proponuje „grę w banczek”, jednocześnie
zgłaszając się na bankiera, co budzi nieufność głównego
bohatera. Zresztą niebezpodstawnie, gdyż (o czym wie tylko
czytelnik) Nozdriow spędził ostatnich kilka dni kompletując
specjalną, niezawodną talię, w której mógł rozpoznać każdą
kartę przed jej odkryciem. Gdyby chciał nią grać jako poniter,
nie mógłby parolować nie niszcząc jej, z kolei zgłaszając się
ochotnie jako bankier (co jest w faraonie gorszą pozycją) –
obudził czujność bohatera. Cziczikow zgadza się najdalej na grę w warcaby, lecz nawet tu Nozdriow skłonny jest oszukiwać. Gdybym nie czytał opisu tej partii, to bym nie uwierzył, że w warcaby można szachrować.
Obawiam się, że wiele dzieł literatury światowej będzie
sukcesywnie zapominana i wypierana z kanonu lektur czytanych (w
odróżnieniu od lektur znanych, lecz nigdy nie przeczytanych,
zwanych „klasyką”) z uwagi na ich niezrozumiałość. Sylwię
Chutnik będzie się na razie czytać, bo znany jest jej kontekst
kulturowy. A Gogol pójdzie na półkę obok Cervantesa i Villona.
Byłoby szkoda.
Komentarze
Prześlij komentarz