Między słowami jak między armiami
Swego czasu omawiałem kuriozalną sytuację, gdy nieuważna lekturaTukidydesa stała się fundamentem doktryny prącej do nuklearnej
konfrontacji (czyt.: apokalipsy). Jednak, jak się ostatnio
dowiedziałem, wzajemne nie-porozumienie stało się przyczyną
wojny, która się jak najbardziej wydarzyła. I była to wojna tym
bardziej osobliwa, że jedyna, którą europejczycy przegrali z
narodem afrykańskim.
W internetowym portalu histmag.org (który polecam z całego serca)
przeczytałem niedawno artykuł pana Michała Wosia pt. „Bitwa pod
Aduą – wielka klęska białego człowieka”, w którym opisano
przebieg niesławnej dla włoskiego oręża bitwy. Artykuł, prócz opisu bitwy, opisuje dość
obszernie genezę konfliktu i jego przebieg, zarówno dyplomatyczny,
jak i militarny.
W czasie czytania nasunął mi się smutny wniosek: tu też na
początku było słowo. Słowo to miało w jednym języku znaczenie
„móc”, a w drugim „zgadzać się”. Ale oddam głos autorowi
artykułu:
Punktem wyjścia stało się podpisanie przez obie strony 2 maja
1889 r. traktatu w Ucciali. Włosi, którzy ekspansję w Etiopii
rozpoczęli dobrych dwadzieścia lat wcześniej, pragnęli
wykorzystać fakt, że cesarski tron objął ich protegowany Menelik
II. Nadarzała się okazja, by pozyskać kolejne terytoria w sposób
pokojowy, na zasadzie dobrowolnej cesji i jako wyraz „wieczystej
przyjaźni”. (...)
Kluczowy dla dalszego przebiegu wydarzeń okazał się artykuł
17. Odmiennie interpretowany przez obie strony stał się w
przyszłości zarzewiem konfliktu i przyczyną włoskiej inwazji.
Według tekstu w języku amharskim jego treść brzmiała:
„Jego Wysokość Cesarz Etiopii może uciekać się do usług
rządu Jego Wysokości Króla Włoch w zakresie wszystkich spraw,
które posiada z innymi państwami i rządami”. We włoskiej
wersji dokumentu słowo „może” zostało zastąpione
sformułowaniem „zgadza się” (consente). Zaakceptowanie
drugiego wariantu oznaczałoby, że Menelik powierzył kwestie
polityki zagranicznej władzom w Rzymie, a więc de facto uznał
włoski protektorat. W krótkim czasie obie strony zarzuciły sobie
fałszerstwo.
histmag.org, dostęp w dniu 08.03.2016 r.
(podkreślenie moje)
Rzecz jasna istnieje całkiem spora szansa, że Włosi spreparowali
traktat celowo, podobnie jak Bismarck uczynił to był z depeszą
emską. Taka była ówczesna moda. Ale każdy, kto miał do czynienia
z tłumaczeniem tekstów wymagającym oddania subtelności
wolicjonalnych, zrozumie, że popełnienie takiego błędu w
tłumaczeniu jest elementarnie proste. A gdy mamy do czynienia z
dwoma językami pochodzącymi z odrębnych rodzin (choćby zestawić
słowiańskie z romańskimi) trudność przekładu wzrasta w postępie
kwadratowym. Gdy pomyślimy o dwóch tak odrębnych językach jak
amharski i włoski – trudność dokładnego oddania intencji
nadawcy będzie oczywista.
A teraz pomyślcie jeszcze raz nad powieścią i filmem „Kontakt”.
A teraz pomyślcie jeszcze raz nad dwiema powieściami Stanisława
Lema: „Głos Pana” i „Fiasko”. To się nie mogło skończyć
inaczej.
PS.
Czytam ostatnio zbiór listów, które pisywali do siebie Stanisław
Lem i Sławomir Mrożek we wczesnych latach sześćdziesiątych.
Niesamowicie czyta się listy, które jeden pisał po angielsku, na
co drugi odpisywał po francusku. A zgrywa obu autorów sięgnęła
szczytu, gdy Lem popełnił akapit po angielsku, francusku, niemiecku
i rosyjsku jednocześnie.
Prawdziwy pinakiel Wieży
Babel.
Komentarze
Prześlij komentarz