Autocenzura a la Ojczulek Ubu

Wdałem się ostatnio na esensja.pl w spór z recenzentem zbioru tekstów krytycznych S. Rushdiego pod polskim tytułem „Ojczyzny wyobrażone” (oryg. „Imaginary Homelands”). Aby nie powielać tu całego sporu napiszę tylko, że autor recenzji zasugerował, że zbiór byłby lepszy, gdyby usunąć zeń niektóre teksty. Swoje zdanie uzasadnił tym, że są one doskonałym suplementem do historii Indii, ale tej sprzed 20-30-40 lat. No i nikt w Polsce ich nie zrozumie.
    Ręce mi opadły. Może gdyby to polski wydawca wybrał te teksty, to bym zrozumiał. Ale one zostały zestawione przez ich autora dwie dekady temu i tak wydawane są w całym zachodnim świecie. Może w teokracjach Azji są one kastrowane, ale w Europie? Pan Daniel jest pierwszy.
    Wychodząc z tego założenia, nie ma co drukować „Iliady”, bo kogo tam zajmowałby wojna sprzed kilku tysięcy lat. Zwłaszcza, że nawet jeśli miała miejsce, to jej opisy są co najmniej przesadzone. A jak już jesteśmy przy tym temacie, to Tukidydes też nie jest potrzebny i lepiej się nim nie zajmować – po co skoro oni wszyscy (bohaterowie wojen peloponeskich) już nie żyją. Efekt nie zajmowania się Tukidydesem przez filologów skończyłby się małą apokalipsą nuklearną, bo ci, którzy jeszcze mu czas poświęcali, przeczytali go źle, o czym już wspomniałem. Co by tu jeszcze obciąć? Może nie uczmy już „Pieśni o Rolandzie”, bo to takie beznadziejnie archaiczne? Albo wytnijmy z „Biblii” niektóre księgi. A, to już uczyniono – wystarczy porównać tzw. „brytyjkę” i „tysiąclatkę”.
    System totalitarny ma to do siebie, że nie dąży do eksterminacji swoich oponentów. Dąży do ich asymilacji, do eksterminacji niepoprawnych idei. Wszyscy mają myśleć tak, jak każe im system. Takie jest przesłanie1984 Orwella. Wartości systemu mają być wartościami jednostki. Jednym z narzędzi eksterminacji jest cenzura.
    Rzeczywistość, w której żyjemy, znów jest totalitarna. Nikt mnie nie próbuje wtrącać do więzienia za moje poglądy, ale coraz mocniej podkreślane jest moje odstawanie od systemu. I jest ono przyjmowane z widocznym niezadowoleniem. Wartością i ideą jest teraz brak wartości i idei, powszechna ignorancja i niechęć do rozwoju. Przejawem jest fragmentaryzacja postrzegania (krótkie wpisy na „fejsie” i „tłicie”), która nie pozwala na przekazywanie wiedzy, lecz sygnalizowanie zdarzeń. Jak w pierwotnej hordzie. Obniżając sobie intelektualną poprzeczkę, obniżamy ją i innym, żaląc się, że dzieci mają dziś zbyt dużo nauki. Osobiście uważam, że nie tyle zbyt dużo nauki, co niepotrzebnych informacji i chętnie bym przy programach nauczania pomajstrował. Ale też widzę opłakane statystyki zdawalności matur (uzasadniające obcinanie programów) jednocześnie przecierając oczy ze zdumienia nad ich trywialnością. Tzw. „maturę z historii” zdałby każdy pełnosprawny umysłowo człowiek bez wkutej wiedzy, jedynie opierając się na dostarczonym materiale – testy wyboru, analiza tekstu źródłowego wydrukowanego na arkuszu, analiza mapy załączonej do pytania... Kierunek, w którym zmierza nasza edukacja opisuje krążąca w internetach anegdotka o zadaniu matematycznym:

Rok 1950.
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?
Rok 1990
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 zł.
Ile zarobił drwal?

Rok 2000
Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 zł. Drwal zarobił 20 zł.
Zakreśl Liczbę 20.

Rok 2013
Drwal sprzedał drewno za 100 zł.
Pokoloruj drwala.


Śmieszne tylko częściowo. Do czasu obejrzenia na YouTube serialu pt. „Matura to bzdura”. A myślicie, że osoby wyróżniające się wiedzą mają uprzywilejowaną pozycję społeczną? Ani w szkole, ani w życiu. Liczy się lans.
    Proszę porównać wyniki oglądalności teleturniejów „Jeden z dziesięciu” i „Jaka to melodia?”. Czekam z niepokojem, gdy teleturniej prowadzony przez pana Sznuka spadnie z anteny za „brak oglądalności”. Bo telewidzowie nie rozumieją zadawanych tam pytań. A gdzie tam mieliby znać na nie odpowiedzi... A przecież „Jeden z dziesięciu” to zaledwie turniej krzyżówkowiczów przy takiej „Wielkiej grze”!
    Trend wycinania programów popularyzujących wiedzę jest dla mnie formą cenzury stosowaną przez opresyjny system, w którym żyjemy. Coś słyszę, że mi się demokracja nie podoba. Tyle, że my nie żyjemy w demokracji, lecz w ochlokracji, z którą demokracja przegrała kulturowo kilkanaście lat temu, tak jak demokracja Weimaru przegrała z nazizmem. Teraz czarne bojówki „krytyków literackich” sugerować będą usunięcie niewygodnych (rzekomo niezrozumiałych) fragmentów książek. Brunatne koszule „reformatorów szkolnictwa” będą mieszać w młodych umysłach „promując umiejętności zamiast suchej wiedzy”. Ich patronem jest Ojczulek Ubu ze swoim wózkiem fynansowym i odmóżdżaniem.
    I znów, jak za punkowych czasów, mogę sobie krzyknąć: „NISZCZ SYSTEM!”, co tym razem jest synonimem do hasła: „Rozwijaj się, wysławiaj zamiast gadać, MYŚL”.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wdowi post

Nim napiszesz post

Polak mały, sztuczka kusa

Wandalizm intelektualny

Śpiulkolot a sprawa polska

O wykręcaniu ludziom numerów

Accelerando

Konkluzja wujka Staszka #12: Pseudonimy

Pies imieniem Brutus

Paranormal Wilkowyje